6 marca 2010r. Ociepliło się, mgła jak mleko wypełniła całą przestrzeń pomiędzy budynkami, drzewami, jak dziecko, które zbyt mocnym kolorem wypełnia tło rysunku, gubiąc kontury osób i przedmiotów, które narysowało. To pewnie przez tę wilgoć wciąganą w płuca z każdym oddechem, wnikającą w buty z chodników jak bajora. Pamiętam wrażenie mglistości w pokoju mamy na kilka tygodni przed jej śmiercią. Teraz cichnie Ona. Pierwsze spotkanie, rozmowy, stają przed oczami. – A pamiętasz jak się pierwszy raz spotkałyśmy dostałaś ode mnie dużą szyszkę. Zawsze zazdrościłam kobietom takich balonów. Zadziwiające są rozmowy z ludźmi na progu śmierci. To, co pamiętają, do czego przywiązują uwagę. Patrzyłam zawsze na nią z podziwem – jej smukłe, długie nogi, subtelne dłonie i błyskotliwość umysłu, żarty, w których umiała powiedzieć całą prawdę. Patrzyłam z zazdrością jak słuchają jej mężczyźni, jaką przyjemność czerpią nawzajem z rozmowy – życzliwość i inteligencja. Tak. Ona była dla mnie w tym względzie niedoścignionym wzorem. “Balony” długo uniemożliwiały mi takie rozmowy. Jak można tego zazdrościć. A teraz? Teraz życie przegląda się w emocjach, gdzie potrzeba miłości, potwierdzania atrakcyjności, dotyku i zachwytu wysuwa się na pierwszy plan. Też pamiętam to pierwsze spotkanie, choć szyszka mi umknęła, zapamiętałam dobrze żart o moim najsłabszym miejscu ”jak chłodny skurcz w piersiach”. – Czas na pieszczoty Ciociu. Dotyk zbliża, zbyt mało go między ludźmi. Masaż daje ukojenie, pozwala otworzyć się, zaakceptować. Muszę być delikatna i uważna, jej ciało jest bardzo wyniszczone, wrażliwe, nawet miejsca, które objął niedowład dają impuls bólu przy normalnym nacisku. Rozmowy ściszonym głosem przybliżały nas do siebie. Otwierał się czas dzieciństwa, młodzieńcze marzenia, tęsknoty skrywane w dorosłości. Czułam jak ważne to słowa, jak rzadko wypowiadane. Jestem. I to chyba najważniejsze. Szukam słów- kluczy. Wiem, może usłyszeć je ode mnie. Teraz musi zobaczyć w swym życiu spełnienie. Wędrówka w przeszłość rozpoczęta. – Podobasz mi się Ciociu. Zachwycała mnie zawsze lotność ludzkich umysłów, zdolność żonglowania wiedzą naukową, literacko- baśniową i życiową. Przeplatanie ich elementów w luźnej rozmowie, która nie musi być o pogodzie, ani o “dupie Maryny”, ale może otwierać świat, którego jeszcze nie znamy, rozbudzać ciekawość, doskonalić świadomość. Ona nawet teraz zachowała tę zdolność, choć nowotwór panoszył się w jej mózgu, nadal była zdziwiona, dotknięta płytkością rozmów hałaśliwych pacjentek. Jak Ona to robi: jest jednocześnie zaabsorbowana masażem, rozmową ze mną i potrafi celnie parafrazować tekst rzucony w sali. Człowiek jest zadziwiającą istotą. Darem niewątpliwym w tej sytuacji jest brak konieczności podawania środków przeciwbólowych. Z mamą miałam trudniej – gdy dawki wzrastają – traci się świadomy kontakt. Pozostaje samotna modlitwa i wyszukiwanie w myślach samych jasnych chwil spędzonych razem, podsumowywanie życia bliskiej osoby na plus. Jestem. *** W obliczu bezsilności chciałoby się zająć czas czymś na tyle ważnym, by usprawiedliwić brak działania. Aż nagle zrywasz się i, gdy wszystko wydaje się być stracone, podejmujesz rozpaczliwe próby odwrócenia biegu rzeczy. Gdy rodzina jest wyczerpana opieką można mieć wątpliwości czy podejmować wysiłki odwrócenia… Co sprawia, że gotów jesteś do zrywu? U mnie było to kilka słów: “Chcieliśmy z mamą obejrzeć razem igrzyska 2012, mogłaby jeszcze pożyć, chociaż ze cztery lata…” Diagnoza jest nieubłagana – kilka dni. Gdyby była metoda pewnego leczenia raka… Dostałam inspirację. Wtedy, gdy umierała moja mama byłam sama tak wyczerpana fizycznie, że nie miałam siły podjąć głodówki. Teraz jestem w głodówkach silniejsza. Wystartowałam: dzisiaj same płyny- woda, herbaty ziołowe, żeby nawodnić i przefiltrować pozostałości normalnego jedzenia. Zazwyczaj przygotowuję się do głodówki kilka dni, odstawiam poszczególne produkty: mięso, pieczywo, cukier, teraz już nie ma na to czasu. Irracjonalna inspiracja brzmi: trzy dni bez jedzenia i bez picia w intencji uzdrowienia. Kiedyś słyszałam o takim darze, że poskutkował. Mój naukowy umysł podjął ten eksperyment, który to z kolei… Organizm oczyszcza się z toksyn, ból głowy, chłód dłoni, zwiększone zapotrzebowanie na ciepło i sen. To znany mi etap głodówki, obawiam tego punktu: “bez picia”, gorąca woda jednak w znacznym stopniu rozgrzewa. Zaplanuję na jutro cieplejsze ubranie. Kilka lat temu podjęłam pierwszą próbę jednodniowej medytacji “bez jedzenia i picia”, ludzie głodni mają takie wielkie oczy. Mentalnie pracuję nad oczyszczeniem dostępu do punktu z życia Cioci, którego negatywne emocje stworzyły impuls do powstania pierwszych komórek rakowych. Jutro poproszę o niego Ciocię. Będę szeptała jej do ucha licząc na to, że pomimo, że sama nie może już mówić, dotrze myślą do tego momentu, zlokalizuje go i wypełni przebaczeniem. Dzisiejszy dzień głodówki jest w tej intencji. *** Zaprawiona w głodówkach, czuję jednak głód. Jak chyba nigdy. Wyciszam się i zatapiam w obowiązki. Na szczęście energii mam dużo, a ból głowy zmniejszył amplitudę sygnału. Intencja sprawia, że bez trudu znoszę głód, zapachy normalnego życia. W myślach moich – Ona. Nadzieja wbrew doświadczeniu. Coś nieuchwytnego sprawia, że ludzie inaczej mnie postrzegają. Zawsze tak mam – głodówka przyciąga życzliwość. Skupienie, zasłuchanie, jakby czas nabrał innego wymiaru, jakby tworzyła się inna przestrzeń wokół mnie, przestrzeń, która wpływa na wszystkich, których ogarnia. Trudno dobrać słowa, by to wyrazić. Zwiększone zapotrzebowanie na sen i ciepło. Rozgrzana popołudniowym snem głodowym jadę do Niej. Zdaje się spać, dotykam jej czoła, głaskami nanoszę krem na twarz, zaczynam szeptać. Każde moje słowo odbija się ruchem Jej ciała, grymasem twarzy. Szeptam tylko dla Niej, pochylona nad jej głową, niemal wprost do ucha. Szukam zranień, prowadzę jej myśl przez żale, pretensje. Gdy trafiam w sedno- spogląda na mnie szeroko otwierając oczy. Obejmuję Ją kładąc dłoń na brzuchu, by czuła się bezpiecznie jak dziecko w matczynych ramionach i szepczę dalej, zachęcam do kontynuowania podróży w przeszłość, głaszcząc czoło prowadzę w miejsca, które pamięć starała się ukryć najskrzętniej. Jest poruszona i próbuje mi coś opowiadać. W odpowiedzi na energię moich szeptów odezwała się kobieta z łóżka obok. Pomimo mojego pochylenia i skupienia nad Ciocią, rozgadała się żalami na złośliwość personelu szpitalnego. Zastanawiające, że nasze myśli potrafią wywoływać taki rezonans, że wzbudzają podobne myśli w osobach obok nas. Nie pierwszy raz mi się to przytrafia, że zastanawiam się nad fenomenem sugestii poddawanych samą myślą. Ta pacjentka na łóżku obok bezbłędnie odczytała moje myśli, bo szeptów słyszeć nie mogła. Opowiadała głośno o swoich żalach, a ja wsłuchiwałam się w myśli Cioci, odnajdując w moim zasłuchaniu jej opowieść o żalu, złości i zranieniu. Każdy ma swoją własną opowieść, już o tym wiem. Teraz pozostaje tylko jedno: „Ja Anka wybaczam wszystkim, którzy mnie skrzywdzili, wybaczam sobie, że krzywdziłam innych i proszę o wybaczenie”. Wycisza się, uspokaja, a ja gładzę Jej włosy zakładając za ucho, tak jak lubiła. Jest jak mała dziewczynka, zmęczona całodziennym, dziecięcym zapracowaniem. Czuję przypływ czułości. *** Drugi dzień głodówki z myślą o Niej. Obmywam gorącym strumieniem wody spragnioną skórę. Wysiłkiem jest mocne natarcie ciała szorstkim ręcznikiem. Czuję się osłabiona, powoli idzie mi poranna toaleta. Pilnuję, by głęboko oddychać, bo najchętniej wstrzymywałabym oddech. Ból głowy ostatnich dwóch dni minął zupełnie, głód jednak pozostał. To zadziwiające- każda głodówka jest inna w swoim przebiegu. Poranne sam na sam z sunią po świeże pieczywo też bardziej spacerowe niż zwykle. Lubię wciągać w nozdrza powietrze dnia, który szykuje się do swego pędu. Zanim rozpędzi się na dobre, lubię zapatrzeć się w niebo i wróżyć z jego kolorytu pogodę na dziś. Sunia jest w figlarnym nastroju i zachęca mnie do figli przysiadając na przednich łapach. No, tak… Czas skupić energię i ruszyć do pracy. Czasem inspiracja czy wsparcie przychodzą nieproszone. Dostajemy gratis. Przypadkowo usłyszane słowa, książka otwierająca się na tej konkretnej stronie, olśnienie… Tym razem telefon. Inspiracje wybierają różne drogi dotarcia. Już wiem co dzisiaj mam zrobić. Koncentracja na celu sprawia, że nie rozdrabniamy się na rzeczy mniej istotne, a przeszkody pokonujemy z marszu. Moje skoncentrowanie myśli dziwnie się objawia. Przed wizytą w szpitalu miałam jeszcze odebrać zaległe zaświadczenie od mojego lekarza. Wyciągnęłam kartę na konkretną godzinę i byłam dziesięć minut wcześniej. Spotkałam się jednak z nowym porządkiem rzeczy wprowadzonym przez dwie starsze panie, według którego musiałabym czekać jeszcze godzinę na wejście do lekarza. Zaskoczyły mnie moje własne, spokojne, stanowcze słowa, że mam kartę na 11.30 i o tej godzinie wchodzę. Tak też się stało. Bez awantury, pretensji, tak właśnie się stało. Hmmm, zadziwiające. Koncentracja na celu. Dzisiaj miałam ważniejsze zadanie niż wojenki kolejkowe. Oddychała ciężko przez otwarte usta. Znam ten oddech. Pozostało jej jeszcze tylko jedno doświadczenie. Położyłam dłoń na Jej sercu i wyobraziłam sobie jak płuca wypełnia światło, jak opływa wokół całe ciało, jak wszystkie wspomnienia i myśli rozjaśniają się. Jakby cały umysł, uczucia i emocje zastąpiło to jasne. Jak leżąc na plaży w cieple i słońcu cały świat przestaje być ważny i czas rozpływa się w bezczasowości. Jak piękno i wolność, i czuła pieszczota wymarzonych ramion. *** Spadł pierwszy wiosenny śnieg. Paradoks? A jednak. Sześciocentymetrowa warstwa puchu okryła wszystkie atrakcje odsłonięte przez odwilż. Sąsiad hałasuje już szuflą. Razem raźniej, też lubię odśnieżać. Powietrze jest rześko – ciepłe, ptaki drą się już całkiem wiosennie, a ja bawię się śniegiem. Ach te paradoksy. Sunia też wydziera się radośnie, skacze właśnie tak, by spadł na nią śnieg, który zrzucam z szufli. Pierwszy wiosenny śnieg. I pewnie ostatni. Co by się nie działo – wiosna rozjaśnia niebo. Slogan głosi, że wszystko budzi się do życia, a ja wyruszę z Nią w ostatni spacer – na pożegnanie. Za dużo ostatnio tych pożegnań. Nowotwory zbierają swoje dorodne żniwo. Wieczorem zapalę świecę. Dawniej utrzymywano płomień przez trzydzieści dni od dnia pogrzebu, zasłaniano na ten czas wszystkie lustra, w których zwykł przeglądać się zmarły. Hmmm, a gdyby tak była metoda pewnego leczenia nowotworów…
Archiwa tagu: lekarstwo na raka
3.A. Dr Ashkar metoda NIA
21 marca 2010 r.
Dr George E. Ashkar jest fizykiem. Ten prawie osiemdziesięcioletni, spokojnie uśmiechnięty pan siedzi przede mną wyprostowany, emanujący życzliwą godnością, a ja zastanawiam się jak wyglądał i “emanował”, gdy był dwunastoletnim chłopcem. Właśnie tyle lat miał, gdy podjął poważny eksperyment medyczny na swojej mamie. Dwanaście lat.
Pamiętam jak moja córka była w tym wieku. Właśnie wtedy czytałyśmy drugi tom Harrego Pottera, Harry trafił do drugiej klasy Hogwartu. Już wiedział, że jest wyjątkowy, wiedział też jak wiele musi się jeszcze nauczyć. Tak krytykowana książka otwierała mi wtedy oczy na niezwyklość umysłów nastolatków, którzy wierzyli w niewiarygodne. Bystrość obserwacji, wrażliwość dziecka, otwartość na nowe zjawiska i wiedzę. Nie doceniamy naszych nastoletnich dzieci. Skupiamy się na obowiązkach szkolnych, bezpieczeństwie, a umyka nam bycie z nimi i uczenie się od nich tego spontanicznego charakteru tworzenia własnego świata.
George był blisko mamy. Proces odkrycia metody leczenia raka w jego ustach zdaje się taki prosty. Słucha się tej spokojnej opowieści, pozwalając na zbyt swobodne prześlizgiwanie się kolejnych słów. Przypalone mleko na jogurt, obserwacja, zdziwienie, wnioski dotyczące umiejscowienia się smaku spalenizny w mleku i odniesienie podobieństwa do procesów zachodzących z toksynami w ludzkim ciele, pomysł odsysania ich z limfy, konieczność wytworzenia pęcherza, eksperymentowanie z rodzajem nasion. Pierwsze etapy leczenia nieprzyjemne, dodatkowo bolesne przy powtarzanych próbach poszukujących najlepszej, najmniej uciążliwej opcji i wykonywane przez dwunastolatka!!!
A opowieść dr Ashkara jest taka spokojna, aż usypia czujność słuchających, wprowadza wrażenie naturalności, łatwości procesu odkrywczego. Zastanawiające dlaczego wybrał zawód fizyka, nie chciał studiować medycyny. Jeszcze w trzeciej klasie liceum byłam pewna, że będę zdawała na fizykę, to królowa nauk. Wybrałam bardziej twórcze podejście do życia, jednak logika i naukowa odkrywczość fizyki wpisała się w moją strukturę.
Odnalazłam w książce zdjęcie Georga z tamtych czasów. Wyprostowany, choć naturalny, spokojny, szczupły chłopiec patrzy pewnie. Przenoszę się w czasie. Chcę poczuć to, co czuła jego mama słuchając jego rozważań, chcę doświadczyć porwania jego nowym pomysłem, by ulżyć bólowi, który rozsadza moje stawy. Czuję nadzieję i wdzięczność i dumę i gotowa jestem na wszystko, by prowadzić doświadczenia dla tej metody, która zalśniła w głowie kochającego dziecka.
Metoda Absorbcji Neutralnej Infekcji Dr George Ashkara
Uzyskałam zgodę Dr Georga Ashkara na publikację artykułu i zdjęć.
4.A. Certyfikacyjne Kursy Inicjacji Metody NIA
“POKONAJ RAKA RAZ NA ZAWSZE”
Metoda NIA (Neutral Infection Absorption ) opracowana przez armeńskiego fizyka dr Georga Ashkara jest propozycją naturalnego sposobu na uniknięcie śmierci z powodu raka, AIDS oraz np. na pozbycie się artretyzmu, astmy czy reumatoidalnego zapalenia stawów.
Termin: 19-20 października 2010
Miejsce: Warszawa/Milanówek
Patronat: Polski Cech Bioenergoterapeutów oraz NeuroBioTerapeuticum- Grzegorz Halkiew
Prowadzący: Dr George Ashkar i Alex Polanski
Cena 270 zł
Cena szkolenia obejmuje koszty administracyjne, pomocy dydaktycznych (książka dr Ashkara „Pokonać raka raz na zawsze”, DVD merytoryczno-instruktarzowe), materiały aplikacyjne do inicjacji, koszty przyjazdu organizatorów i instruktorów prowadzących kurs, wyżywienie oraz koszty sal szkoleniowych i możliwość noclegu.
Kontakt: Katarzyna Kędzierska 511 366 848 info@harmonizowanie.pl
Plan warsztatów
1 dzień
15.30-16.00 przyjazd uczestników
16.00-17.00 wykład dr Ashkara na temat metody NIA
18.00-19.00 obiado-kolacja
19.30-21.00 zajęcia praktyczne/warsztaty
2 dzień
08.00-09.00 śniadanie
09.15-11.00 zajęcia praktyczne/warsztaty
11.00-12.00 prezentacja filmu
12.00-13.00 lunch
13.30-14.00 wręczenie certyfikatów i zakończenie.
Szkolenie jest skierowane w pierwszym rzędzie do osób potrzebujących pomocy, następnie do naturoterapeutów.
Każdy uczestnik szkolenia chcący uzyskać certyfikat musi zastosować metodę NIA na sobie.
Personel medyczny i paramedyczny otrzyma certyfikat z upoważnieniem do aplikacji metody wszystkim, którzy wyrażą na to zgodę.
Pozostali otrzymają certyfikaty ukończenia kursu z upoważnieniem do promocji metody i edukacji zainteresowanych.
Zgłoszenie uczestnictwa:
Zgłoszenie uczestnictwa można wysłać poprzez poniższy formularz kontaktów- a w odpowiedzi otrzymasz nr. konta bankowego. Wpłata pełnej kwoty 270 zł jest potwierdzeniem wpisania na listę uczestnictwa. Zanim wpłacisz, proszę przemyśl swoją decyzję- wpłaty są bezzwrotne.
Uwaga! Ograniczona ilość miejsc dla osób, które zostały zakwalifikowane.
Informacji telefonicznych udziela pani Katarzyna Kędzierska 511 366 848 Zajrzyj na: Kalendarium Cieciorkowania
Noclegi:
Warunki noclegowe mamy dobre, ale skromne- uczestnicy chcący przenocować na miejscu proszeni są o zabranie karimaty, śpiwora oraz dresu do spania.
Czytaj dalej
5.A. Kalendarium cieciorkowania
Kalendarium powstało dzięki informacjom osób doświadczających metody na sobie
Ważne:
– Kuracja trwa co najmniej 6 miesięcy, aż do zupełnie czystych wysięków (3 tygodnie po 6 miesiącach).
– Pić co najmniej 2,5 l wody niegazowanej dziennie
– Ograniczyć pożywienie z konserwantami chemicznymi.
– Wprowadzić relaksację, nacieranie łydki i stawów (skokowego i kolanowego) kremem.
– Wykonywać ćwiczenia gimnastyczne pobudzające przepływ limfy.
– Przy osobach leżących konieczny masaż limfatyczny.
1 dzień – 22.03.2010 Założenie pierścienia z czosnkiem na łydkę. Wybór miejsca na łydce, przy praworęcznych – lewa łydka powyżej mięśnia, lekko z tyłu. Uderzeniu palcem w wybrane miejsce chroni przed założeniem pierścienia w miejscu szczególnie unerwionym. Czosnek pozostaje na nodze od godz 20.00 do rana. Tworzy się bąbel z osoczem. Szczypie i piecze, niezbyt przyjemnie.
Grzegorz – Możliwe jest zakładanie pierścienia w godzinach porannych. W takim przypadku pozostawiamy na działanie czosnku 7-8 godzin, wieczorem zakładamy pierwszy opatrunek z nasionkiem. Wystarczy niewielka powierzchnia “sparzenia” ok 1 cm². Skórkę zdjąć pensetą. Przyłożyć nasionko zalążkiem korzenia na zewnątrz i dosyć mocno zabandażować.
2 dzień – 23.03.2010 Założenie pierwszej cieciorki. Przyciśnięta do miejsca zaczerwienienia. Zawsze pojawia się wątpliwość, czy nasionko nie przesunie się. Jednak trzyma się dzielnie nawet, gdy dzień mamy bardzo aktywny. Powoli cieciorka mości sobie zagłębienie w nodze. W ciągu następnych dni niewielka wydzielina – osocze. Nieznaczna uciążliwość, prawie brak bolesności, jedynie przy zmianie opatrunków- szczypanie. Od rana boli mnie głowa, może z powodu niewystarczającej ilości snu (nocna podróż i tej nocy gadanie do późna), a może z powodu czosnku.
G. “Opatrunek dobrze się trzymał, groch napęczniał, a wacik zwilgotniał w dużym obszarze- znaczy, że wysięk jest Obrzeża są podczerwienione, ale bezbolesne. W ciągu dnia i w nocy występował delikatny ból, raczej informujący niż skarżący się na dolegliwość.”
3 dzień Opatrunki: 23 i 24.03. zmiana raz na dobę
4 dzień – Zmiana opatrunku dwa razy na dobę i tak będę kontynuować.
G: “Ranka jest zaróżowiona wokoło dziurki i ma lekki obrzęk, wysięk był niewielki pomimo tego, że dziurka na kapustę duża (mam wrażenie, że kapusta może wpływać na obrzęk i siłę wysięku, ale jeszcze moje obserwacje tego nie potwierdziły). Bólu nie odczuwam, może dlatego że ranka jest na razie tylko na 3mm głęboka i nie jest w środku w pełni czerwona- połowę stanowi nadal biała warstwa hmm, tłuszczyku”? – To chyba nie tłuszczyk, miałam coś takiego, na jednej z wewnętrznych ścianek wgłębienia ranki. Po dwóch dniach zaczęło się unosić jak kożuszek razem z wyciąganym ziarenkiem. Gdy to wzięłam przez ligninę w palce- udało się wyciągnąć i lekko zakrwawiła ranka w tym miejscu. Mam wrażenie, że to forma rozmoczonego strupka, który chce się utworzyć, a nie może.
5 dzień – 26.03.2010 Bolesność ścięgien podkolanowych. Wymasowałam kolano i łydkę ponad raną. Bolesność ścięgien i wrażenie ciągnięcia ustąpiło. Czerwona, nabrzmiała “oponka” wokół ranki, wielkością odpowiadająca pierścieniowi z czosnkiem. Schodzi skóra wokół oponki. Wygląda fatalnie i wysięk jest z krwią.
11 dzień – 1.04.2010 Zaczyna się ropienie i bolesność. Pachnie smrodliwie. W ciągu dnia miałam podwyższoną temperaturę, ale też brak termometru, by to potwierdzić.
G: “minęło 10 dni od założenia cieciorki. Po wcześniejszym optymistycznym opisie czas na inne. Wczoraj wieczorem, gdy zdjąłem opatrunek zauważyłem, że ranka brzydko pachnie zgnilizną. Nie podobało mi się to- sprawdzałem, czy to przypadkiem nie z kapusty, ale nie wykazywała żadnych oznak zepsucia, a wysięk był duży, więc pewnie coś działo się z wysiękiem. Zdezynfekowałem również ranę, … i założyłem opatrunek. Dziś zapachu nieprzyjemnego już nie było, ale oprócz ropy była też krew.”
– Taki stan z brzydkim zapachem powtarza się co jakiś czas. W sumie to przecież o to chodzi, żeby ropa i krew się czasem wydzielały, żeby wysięki były spore. U mnie były małe i dopiero jazda na rowerze spowodowała, że stały się obfitsze i pomieszane z krwią, ale w efekcie tego dno ranki się rozjaśniło, przestała być taka straszna- czarna. Nie martw się tym stanem, minie. Nie trzeba też dezynfekować samej ranki, wystarczy dookoła. Jeśli niepokoi Ciebie ten stan to zmieniaj opatrunek jeszcze dodatkowo w ciągu dnia. Z tego, co mówił dr Ashkar, nie ma możliwości zakażenia ranki przy ustalonym sposobie zmian opatrunków, gdyż ruch limfy jest skierowany na zewnątrz, pobudzony dodatkowo pęczniejącym/chłonącym nasionkiem. A, że zdarzają się brzydkie wysięki, to świadczy o tym, że metoda działa, ma z czego oczyszczać organizm. Gdy oczyszczanie się zakończy, będą się utrzymywały klarowne/czyste wysięki. Jak to będzie trwało 3 tygodnie- można zamykać rankę. Przez pół roku jednak cyklicznie będzie się smrodliwość krwawiąca i niepodobająca się powtarzać.
12 dzień – 2.04.2010 Zmniejszam wielkość okienka na kapustę, by ograniczyć podrażnienie skory wokół ranki. Masuję kremem Bambino wokół rany , całą łydkę, staw skokowy i kolanowy. Od tej pory za każdym razem przy zmianie opatrunku. Stosuję zasady masażu limfatycznego. Zastępuję plaster cienką taśmą klejącą, zgodnie z sugestią jednej z “Cieciorkowiczek”. Znów wrażenie podwyższenia temperatury i znów nie zabrałam do pracy termometru.
13 dzień – 3.04.2010 Trudno wyciągnąć cieciorkę, bolesność i krwawienie, aż mi słabo. Bolesność utrzymuje się nawet w nocy. Jednak nie przyjmuję jeszcze leków przeciwbólowych. Wprowadzam zmienienie opatrunków trzy razy ma dobę, wypada co 8 godzin +/- 1 godzina. Utrzymuję mniejsze okienko dla kapusty i masowanie kremem wokół rany. To jest najtrudniejszy moment dla osób młodszych, aktywnych fizycznie.
A: “Do poniedziałku (K: 8 dzień) było wszystko jak należy. Po zmianie trochę szczypało, ale po chwili już było dobrze. Pod wieczór pojechałam na mój cotygodniowy trening. Ćwiczenia rozciągające, potem flamencowe, no i w końcu stepy. Wróciłam do domu, wymieniałam przed spaniem opatrunek. Rana bardzo krwawiła i zaczęła bardzo boleć. Mimo to założyłam cieciorkę i miałam nadzieję, że następnego dnia będzie lepiej. A tu limfy mało, za to krwi sporo. Bolało mnie cały wtorek. W środę (K: 10 dzień) już krew i limfa, ale wokół rany bolało i aż do kolana coś tam w środku ciągnęło i bolało ciągle, ból promieniował do kolana. W końcu o trzeciej w nocy wgramoliłam się do wanny, opatrunek się odmoczył i potem założyłam kanapkę- bez cieciorki. Spasowałam. Teraz obserwuję jak rana się zasklepia. Ciągle jeszcze boli i swędzi. Ale mogę wyprostować nogę. Wierz mi, ogromna to dla mnie ulga. Tak sobie myślę, że za jakiś czas zrobię kolejne podejście do cieciorki.”
Grzegorz: “Wieczorem wysięk z ranki zalał się krwią a wokół pojawiły się jakieś skrzepy, farfocle. Ledwo wycisnąłem cieciorkę, tak mocno siedziała w rance. Bolało mnie. Obrzęk wokół zrobił się duży i twardy. Po zmianie opatrunku ból utrzymywał się do rana i dopiero teraz zrozumiałem, po co w niezbędniku są proszki przeciwbólowe. Tak, jak wcześniej aby poczuć rankę, musiałem nacisnąć palcem na cieciorkę, tak dzisiaj w nocy czułem cały czas jej obecność w ranie. Były to chwile zwątpienia. wiedziałem, że stan nie jest dobry, ale wiedziałem też, że gdybym z tym poszedł do lekarza, to nie znalazłbym zrozumienia- w bólu by nie pomógł, a dodatkowo potraktował jak wariata. Te chwile to moment zawierzenia- że będzie dobrze. O godz piątej ból był duży, więc zmieniłem opatrunek przechodząc na trzyzmianowy. Był duży wysięk, była krew…. ale po zmianie opatrunku i cieciorki ból zmalał. Przestałem odczuwać jej nacisk na ranę, odczuwałem tylko obrzęk. O 13:00 zmieniłem opatrunek ponownie. Jest wysięk, jest krew,.. ale ból mniejszy. Teraz nie odczuwam nawet obrzęku, ale on jest- duży i twardy. W zasadzie jedyne co odczuwam, to lekki dotyk bandażu i czasami lekkie ćmienie w nodze- raczej dochodzące z nieokreślonego miejsca. Rankę mam już głęboką co najmniej na 5 mm i cieciorka chowa się cała. Nadal nie używam plastra i jest mi z tym o dużo lepiej, skóra nie jest podrażniana. Zawijam bandaż delikatnie i być może to powoduje, że nie odczuwam rany. Z pełnią wiary czekam na poprawę i oczyszczenie.”
– Jeśli nie można wyciągnąć cieciorki, zmień tylko opatrunek i pozostaw ją w rance do następnej zmiany opatrunku. Wtedy otoczy się wysiękiem i sama się wysunie. Nie wyciągaj jej na siłę, niepotrzebnie wtedy dużo krwawi. Ja się z tym nie spotkałam, ale A. pisał, że miał taki przypadek i Alex poradził zostawiać nasionko nawet do 48 godzin. Pamiętaj jednak o zakładaniu nasionka zalążkiem korzenia na zewnątrz. Przy dłuższym siedzeniu nasionka to może okazać się ważne.
14 dzień G: “ ja stawiam na wyciąganie cieciorki zawsze, gdy boli. Po każdej wymianie odczuwam ulgę. Przy wyciąganiu pomagają naciski wokoło ranki,… i długi paznokieć moja ranka ciągle jest ciemno czerwona i krwawi. Nie boli tylko po wymianie opatrunku, więc od wczoraj zmieniam co 4-6 godzin… ta metoda szybkich zmian pozwala mi pozbyć się bólu. Cieciorka przez 4 godziny nadąża napęcznieć, ale nie nadąża przywrzeć mocno do ścianek, więc nie ma efektu wyrywania jej z ranki. Zauważyłem też, że im luźniej założony bandaż, tym lepiej.”
15 dzień – 5.04.2010 wszystko minęło, ranka przestała krwawić i boleć przy zmianie opatrunku. Pierwszy raz napęczniała cieciorka jest całkowicie skryta w rance. Taka wielkość zagłębienia powinna się utrzymać do końca kuracji. Pozostało krótkotrwałe szczypanie (5 minut) po zmianie opatrunku. Wydobywające się osocze dobrze nawilża rankę pomimo zmniejszonego okienka. Wygląd skóry dookoła poprawił się. Obszar zaczerwienienia zmniejszył się o około 2 mm średnicy. Utrzymuję masaże stawów skokowego, kolanowego i całej łydki oraz 3 zmiany opatrunku na dobę. Wybrałam najmniejsze cieciorki z dwóch opakowań zakupionych w sklepie ze zdrową żywnością. Są zdecydowanie mniejsze niż te z marketu, napęczniałe uzyskują wielkość tych marketowych. Daje to możliwość utrzymania relatywnie małej ranki.
A i J: “Oboje z żoną do dziś stosujemy cieciorkę, też uprawiamy gimnastykę przy myciu, bo nie mamy jeszcze opaski specjalnej, jest trochę kłopot przy wyjmowaniu cieciorki, bo szczególnie u mnie (zwłaszcza w nocy) przysycha i trudno ją wyjąć. Jeszcze za wcześnie mówić o poprawie, ale żona mówi, że ją mniej kolano boli, a ja czuję się bardziej spokojny. Myślę ze kolejne tygodnie przeniosą jeszcze więcej pozytywów.”
17 dzień – 7.04.2010r. Ranka przybrała kształt napęczniałej cieciorki. Nawet ładnie wygląda, jeśli można się tak wyrazić 🙂 Dbam o to, by za każdym razem wkładać nasionko tak samo. Korzonkiem do góry- ułatwia to jego wysuwanie po napęcznieniu. Zależy mi też na utrzymaniu jak najmniejszej ranki. Do tej pory masaż kremem wykonywałam przed zmianą opatrunku, siłą rzeczy omijając miejsce pod bandażem z zewnętrznej strony łydki.
tam właśnie skóra zaczęła się łuszczyć. Zmieniam taktykę: odsłaniam rankę, wyciągam nasionko, dezynfekuję wokół,
masuję od palców stóp do kolana nanosząc krem też wokół ranki, a ona sobie oddycha w tym czasie )) zakładam nasionko itd. Od początku dokumentuję kurację fotograficznie.
19 dzień – 9.04.2010 – zmniejszam wielkość opatrunku o połowę. Przy zmianie trzy razy na dobę to wystarczy, by wchłonąć wysięki Cel- modernizacja opatrunku, by w lecie móc chodzić w spódniczce Szukam sposobu na rezygnację z bandaża. Przy zachowaniu ucisku rajstopy powinien wystarczyć mniejszy opatrunek
przykryty jakimś maskującym materiałem.
24 dzień – 14.04.2010 – stan jest stabilny, wysięki niewielkie, czasem pojawia się odrobina krwi. Niewielka uciążliwość, pomimo wzmożonej aktywności, zapracowania. Cieciorka wysuwa się z łatwością po ugnieceniu okolic ranki, brak bolesności, Czasem swędzenie.
A i J: “Dzień dobry Katarzyno
Dziękujemy za szczegółowe opisy cieciorkowania, bardzo nam się przydały szczególnie kremowanie wokół ranki i masaż limfatyczny w górę serca. U mej żony w ostatnim czasie zmniejszenie wydzieliny z ranki i jej wygląd całkiem przyzwoity czasem ją lekko boli, ale nie zamierza przerwać. U mnie wydzielina od początku była mała, ale cieciorka bez większych problemów wychodziła ostatnio było jeszcze mniej wydzieliny i wyjmując cieciorkę wieczorem właściwie ja wyrwałem, co było bolesne i poleciała krew na podłogę z 10 kropli włożyłem kolejną i już w ogóle nie mogłem jej wyjąć -zadzwoniłem do Alexa Polansiego co robić on mi powiedział, że nigdy cieciorki nie wolno wyciągać na siłę trzeba po prostu poczekać dłużej az zrobi sie większa wydzielina (24godz. a nawet 36 godz) i cieciorka wtedy wyjdzie bez wyrywania i uszkadzania naczyń krwionośnych i ja poczekałem 24 godz. i faktycznie pomimo nocnego bólu i pogorszenia się wyglądu i nieciekawego zapachu ranki rano cieciorka wyszła bez problemu i od tej pory przyjąłem system 24 godzinny wymiany cieciorki, ale kanapkę wymieniam rano i wieczorem i mimo tych trudności nie zamierzam zrezygnować.”
30 dzień – 20.04.2010 Zmiana opatrunku rano i wieczorem, wyjątkowo bez masażu. Nasionko z łatwością wychodzi, wokół ranki utrzymuje się zaczerwienienie i tkanka jest twardsza.
31 dzień – 21.04.2010 Zmiana dwa razy na dobę, masaż kremem tylko wieczorem
32 dzień – Uciążliwa praca przy porządkowaniu strychu. Rana zaczyna boleć. Dwie zmiany opatrunku bez masażu.
34 dzień – 24.04.2010 Warsztaty tai chi – 6 godzinny trening. Rana i ścięgno kolanowe boli wyraźnie, pojawiło się krwawienie i biały nalot na jednej z wewnętrznych ścianek. Obrzęk wokół ranki stwardniał i pojawił się dodatkowy obrzęk od góry ranki – czerwone szkliste ciało. Wieczorem dokładnie rozmasowałam całą nogę.
35 dzień – 25.04.2010 Dzięki masażom bolesność ścięgien ustąpiła, krwawy wysięk, nieco obfitszy niż zazwyczaj.
36 dzień – 26.04.2010 Zaczynam sezon rowerowy. 10 km rano i 10 po pracy. Ciekawe jak zareaguje limfa Trasę pokonałam bezboleśnie, chociaż z wysiłkiem bo kondycja słabsza po zimie.
40 dzień – jazda na rowerze spowodowała, że stały się obfitsze i pomieszane z krwią, ale w efekcie tego dno ranki się rozjaśniło, przestała być taka straszna-czarna. Moja ranka jest spokojna i różowa w środku, ale obrzęk wokół jest twardy i z jednej strony zrobiła się taka wypchnięta, miękka, czerwona oponka. Pewnie będą kłopoty ze zblednięciem blizny, ale to się okaże. Wysięki są średnie i nieco ropne, czasem zabarwione krwią, ale to śladowo. Tak sobie myślę, że może jazda na rowerze, nawet takim treningowym/stacjonarnym poprzez jednostajny naprzemienny nacisk stóp na pedały pobudza przepływ limfy i przyspiesza oczyszczanie się krwi.
45 dzień
Z: “Pani Kasiu,dziękuję za przesłane informacje. Z żoną dalej prowadzimy kurację. Ostatnio zauważyłem że noga poniżej aplikacji cieciorki, wraz ze stopą jest opuchnięta. Cieciorka powiększając się cała chowa się w dołku który się zrobił. Przez parę dni wymieniałem cieciorkę trzy razy w ciągu doby, z powodu bólu. Teraz wszystko jest w normie, wymieniam cieciorkę dwa razy na dobę. Do tej pory stosowanie cieciorki nie jest uciążliwe.”
50 dzień – ranka odzywa się w ciągu dnia krótkotrwałymi kłuciami, wysięk zrobił się mazisty zabarwiony krwią. W tym tygodniu zapowiadają się trzy dni rowerowe, może to pobudzi przepływ limfy.
57 dzień – 17 maja 2010 Cały dzień utrzymuje się lekka bolesność, jakby kłucie. Po intensywnej pracy przy masażach, przy wieczornej zmianie opatrunku zauważyłam rozstąpienie się skóry przy rance z jednej strony. Nie wygląda to ładnie. Ostatnio zaniedbywałam kremowanie wokół ranki i to może jest tego skutek. Wysięk niewielki, ale nadal mazisty. Obrzęk wokół zciemniał i ranka stała się tkliwa.
87 dzień – 16 czerwca 2010r. Od wielu dni stan ranki jest stabilny. Utrzymuje się czerwona otoczka wokół, jak stan zapalny, który dokładnie oczyszczam wacikiem ze spirytusem i kremuję Bambino. Skóra tutaj często się łuszczy i czasem swędzi. Dno ranki utrzymuje jasno czerwony kolor. Wysięki są teraz niewielkie, zawet gdy jeżdżę rowerem, ale maziste, o dziwnym „zapachu”. Zmieniam opatrunki dwa razy na dobę, nasionko wysuwa się z łatwością. W zasadzie metoda nie sprawia mi żadnych uciążliwości, ani dolegliwości i, gdyby nie mycie się rano i wieczorem, to pewnie zapominałabym o zmianie opatrunku.
100 dzień – 29 czerwca 2010 r. Stan stabilny, bezbolesny, wysięki znikome, zmieniam opatrunki raz na dobę i zupełnie nie czuję ranki. Czyżbym miała kończyć kurację?
120 dzień – 19 lipca Czwarty miesiąc stosowania kuracji dobiega końca.
150 dzień – 18 sierpnia Nieustający napór nasionka na dolną ściankę wgłębienia, pomimo mojej dbałości o zakładanie plastra tuż poniżej otworu z kapustą, powodował wydłużenie się czerwonej otoczki wokół ranki i obsuwanie się jej w dół. Od góry stworzył się jakby „zalążek” późniejszej blizny. Widziałam bliznę na nodze dr Ashkara. Ma ponad 10 cm długości. Spowodowało ją obsuwanie się nasionka w rance coraz niżej i niżej. W ciągu tych wielu miesięcy wyżłobiło sobie rynienkę w ciele, która zabliźniała się powyżej. Nie bardzo mi się to podoba. Po zakończonej kuracji chcę mieć ślad wielkości szczepionki, a nie blizny pooperacyjnej.
155 dzień – 23 sierpnia Eksperyment p. Grzegorza: (dla tej ranki jest to 125 dzień). Ranka przesunęła się 2 cm w dół w porównaniu z miejscem pierwotnego założenia czosnku. Od góry widoczne było zaczerwienione miejsce „żywego” ciała, część oponki jeszcze nie pokrytej naskórkiem. Przy zmianie opatrunku Grzegorz przycisnął nową cieciorkę do tego właśnie miejsca. Rozszerzył w opatrunku wycięty otwór, tak, by powierzchnia liścia kapusty obejmowała rankę, która pozostała teraz pusta. Tak jak na początku stosowania metody – nasionko zostało przyciśnięte opatrunkiem do miejsca podrażnionego na skórze, gdzie nie było naskórka. Cel eksperymentu: podniesienie ranki w miejsce pierwotne i uniknięcie rozciągniętej blizny w przyszłości.
156 dzień – 24 sierpnia G: zjawisko dające wiele do myślenia. Nasionko zagłębiło się z łatwością w nowe miejsce. Dawna ranka jakby wypchęła się od środka, nie ma żadnego wgłębienia, brak wysięków z tego miejsca. Powierzchnia skóry jest zaczerwieniona i błyszcząca, jak poprzednio miejsce ponad ranką, w którym teraz nasionko wymościło sobie nową dziurkę. Snujemy rozważania na temat cudu działania powięzi w ludzkim ciele.
170 dzień – 7 września Wykonałam podobny ekseryment na swojej nodze. Wgłębienie przeniosło się w ciągu jednej doby i jest równie głębokie jak poprzednie. Ciało zachowuje się tak, jakby dostalo nowy impuls. Wysięki stały się obfite i ropne, z nieprzyjemnym zapachem. Organizm oczyszcza się w przyspieszonym tempie. Dzięki eksperymentowi metoda nie zdaje się już taka nudna. Wysięki obfite, pojawiająca się bolesność, zupełnie jak na początku stosowania. Czuję się dobrze, moje zbyt niskie ciśnienie wyregulowało się, potrzebuję coraz mniej snu, co się bardzo przydaje, bo moje życie nabrało dynamizmu i czas stał się na wagę złota. Wypełnia mnie radość życia, a do głowy przychodzą świetne pomysły. Ustąpił ból stawów, przestały strzelać kolana przy schodzeniu ze schodów
Przy kończeniu kuracji trzeba zwrócić uwagę na utrzymywanie opatrunków przez kilka dni, ja robiłam opatrunki z kapusty jeszcze przez dwa dni. Widziałam jak ranka po prostu wypchnęła się – potwierdzając nasze wcześniejsze obserwacje – odkrycie Grzegorza, że nie jest to żadna ranka, a jesdynie wgłębienie/wgniecenie w skórze, z której zdjęto zewnętrzną warstwę naskórka poprzez „sparzenie” sokiem czosnkowym. Pozostał mało estetyczny ślad częściowo ciemniejszy, a częściowo jaśniejszy niż otaczająca go skóra. Mamy nadzieję, że ślad zblednie i będzie taki jak na ramieniu po szczepionce.
Dziękuję Państwu za wszelkie informacje i telefony do mnie. Dziękuję Grzegorzowi za inspirację mojego wyjazdu na spotkanie z tak niezwykłą osobą jaką jest Dr Ashkar, oraz za organizację spotkań/szkoleń metody NIA w jego podwarszawskich ośrodkach. Przede wszystkim jednak dziękuję za towarzyszenie mi w czasie cieciorkowania, testowanie metody na sobie i twórcze eksperymenty na sobie samym. Dziękuję Grzegorzu 🙂
Przypominam, by zwiększyć skuteczność metody trzeba zadbać o ruch limfy: pić dużo wody, gimnastykować się i masować kończyny – zgodnie z zasadami masażu limfatycznego.
Życzymy dużo zdrowia
Katarzyna i Grzegorz