Wczoraj sprzedałam Alfę Nie wsiadłam do niej na pożegnanie. Nie lubię pożegnań, nie umiem się żegnać. Wszystko żyje we mnie jakby czas nie istniał, gdzie tu miejsce na pożegnanie. Patrzyłam po raz ostatni na jej piękne kształty i wymyślałam określenia, jaka ona jest? Mówią: użytkowe dzieło sztuki. Sztywne określenie, sztywne jak jej zawieszenie, które tak doskonale przywiera do drogi na zakrętach. Znajomi dziwią się – sprzedajesz Alfę? Taak, idealnie się ze sobą dogadywałyśmy: ta kultura pracy silnika, fantazyjność i niedoścignioność na drodze, stylistyka, wiem jak czuje się i wygląda kobieta- właścicielka czerwonej Alfy Romeo i to we mnie pozostanie. Tak, właściciele tych samochodów mają w sobie nutkę szaleństwa, umiłowanie piękna, sztuki często wbrew zdrowemu rozsądkowi znane jest od dawna naturze ludzkiej. Pamiętam jak zachwyciłam się tą zdolnością umysłu w czasie czytania „Martwej natury z wędzidłem” Zbigniewa Herberta. Opowiada o Holendrach. Tak racjonalny naród, doskonale prosperujący, zorganizowany, posprzątany, a jednak ma w swojej historii dwa tematy wszechogarniającego szaleństwa.
Tak mógłby powiedzieć, ktoś, kto nigdy nie uległ hipnotycznemu działaniu piękna kwiatów, ktoś, kto nigdy nie trzymał w ręku pędzla, nie przeżył ekscytacji dotknięcia nim płótna, pozostawienia śladu farby, jak najgłębsze wyznanie.
(Zaproszenie na plener malarski)
Tak, Holendrzy mają to w naturze, umiłowanie piękna płynie w ich krwi, nakazując być uważnym i wyczulonym na każdy przejaw twórczości, kontemplacji piękna. Były czasy, gdy Holender gotów był za jedną unikalną cebulkę tulipana sprzedać swoją karczmę, były też czasy powszechnego uprawiania malarstwa. Obrazami można było zapłacić za wszystko, obraz był wianem dla ukochanej córki. Każdy malował, nikogo nie dziwiło, że rzeźnik po swojej pracy, zamykał się w swojej samotni, gdzie na stałe rozłożone były sztalugi i stolik na farby, a w rogu pokoju, przy oknie pieczołowicie zaaranżowana – martwa natura.
Bo jak twierdził Pablo Picasso: „Niczego nie można dokonać bez samotności. Starałem sobie stworzyć jak najzupełniejszą samotność. Ale mi się to nie udało. Odkąd istnieje zegar, niemożliwe jest osiągnięcie samotności. Czy wyobrażacie sobie pustelnika z zegarem? Trzeba więc zadowolić się „pozorowaną samotnością”, tak jak pozoruje się loty przyszłych pilotów. W tej ograniczonej samotności trzeba się jednak całkowicie pogrążyć (…) Moje obrazy przedstawiają ludzi, którzy wzięli rozbrat z naturą i cywilizacją i są zdani na łaskę nieznanych i tajemniczych sił. Wszystko, czego dotknę ożywia się i staje ucieleśnieniem któregoś z elementów mego wewnętrznego dramatu (…) Od tych, którzy patrzą na moje obrazy, żądam tylko jednego: by odczuli wzruszenie podobne do tego, które skłoniło mnie do stworzenia tego dzieła.”
19 kwietnia 1973 roku
Wzruszenie, które skłania do tworzenia.
Życzę sobie takich wzruszeń …
Życzę też tym, którym dobrze życzę …
Sam akt tworzenia, malowania, pisania jest zagłębieniem się w siebie, odnalezieniem tej wewnętrznej twórczej „samotności”, którą mnisi osiągali w medytacjach.
Jedni percepcjonują rzeczywistość piękna otoczenia wzrokiem,
drudzy słuchem,
trzeci smakiem,
czwarci zapachem,
inni jeszcze dotykiem bądź cielesnością,
jeszcze inni nie reagują wcale na otoczenie zamykając się w obrębie własnego JA.
Nie czuć otoczenia to tak,
jak być tkanką nowotworową wewnątrz pięknego, świadomego organizmu,
których rozplem prowadzi jeno do destrukcji harmonii i fenomenu świadomości życia.
Twoja wrażliwość droga Kasiu przesyca człowieka szczęściem współistnienia tu i teraz.
Pozdrawiam Synergian