Miło mi będzie, jeżeli pozostawisz TU swój komentarz, aby służył on innym i pozostawił czytających silniejszymi.
Dziękuję 🙂
Miło mi będzie, jeżeli pozostawisz TU swój komentarz, aby służył on innym i pozostawił czytających silniejszymi.
Dziękuję 🙂
Kontakt
telefoniczny – 511 366 848
poprzez niżej zamieszczony formularz
k.2@op.pl
Wywiad z Dr Paulo Ubiratan ze szpitala w brazylijskim Porto Alegreon.
Tekst ten od wielu miesięcy jest rozsyłany, powielany, komentowany i chwalony przez miliony mieszkańców Ameryki Łacińskiej.
– Doktorze, ćwiczenia aerobowe przedłużają życie, prawda?
– Ludzkie serce jest tak zaprogramowane, aby uderzyć określoną ilość razy. Nie marnujmy więc tych uderzeń na ćwiczenia. Wszystko się przecieżzużywa. Twierdzenie, że sport to zdrowie jest tak samo trafne, jak sugestia że szybka jazda samochodem przedłuży jego sprawność. Chcesz żyć dłużej? Zrób sobie siestę!
– A co z mięsem? Czy rzeczywiście dla zdrowia należy jeść jak najwięcej owoców i warzyw?
– Zastanówmy się nad logistyką pokarmu. Co je krowa? Trawę i kukurydzę, prawda? To przecież rośliny. Zjedzenie befsztyka jest więc niczym więcej jak bardzo efektywnym wprowadzeniem warzyw do naszego organizmu. A że nasze trawienie wspomaga jedzenie produktów zbożowych, od czasu do czasu warto też posilić się drobiem.
– A czy należy ograniczyć spożycie alkoholu?
– W żadnym wypadku! Wino robi się przecież z owoców. Z kolei brandy,czy cognac to przedestylowane wino, co oznacza nic więcej jak to, że z wyjściowych owoców zabiera się więcej wody, aby człowiek mógł je jeszcze lepiej wykorzystać. To po prostu skondensowane owoce. Z kolei piwo to produkt zbożowy. Trzeba je pić!
– Jakie są korzyści z regularnych ćwiczeń fizycznych?
– Tak jak już mówiłem: nie marnujmy serca. Nie należy naprawiać czegoś, co nie jest zepsute. Skoro się dobrze czujesz, to po co sobie komplikować życie. 15 minut seksu dziennie jest więcej niż wystarczające do utrzymania formy.
– A co ze smażelinami? Ostatnio mówi się dużo o ich szkodliwości.
– Nie, jeśli używamy oleju roślinnego. Produkty pochodzenia roślinnego są podstawą zdrowego żywienia.
– No ale ćwiczenia pomagają na pewno w odchudzaniu?
– Z tym też trzeba uważać. Bowiem intensywnie ruszane mięśnie mają przecież tendencję do wzrostu. Zobaczmy na takie wieloryby. Żywią się tylko planktonem, piją tylko wodę, cały czas się ruszają i jakie są grube! Poza tym pamiętajmy: zając cały czas biega, skacze ale żyje maksymalnie 15 lat. Z kolei żółw nie skacze, nie biega, porusza się powolutku, nic nie robi i żyje nawet 450 lat. Gdyby dużo chodzenia było zdrowe, to listonosze żyliby wiecznie!
– A co z czekoladą?
– Toż to kolejna roślina! Kakao jest wspaniałym pokarmem powodującym uczucie szczęśliwości. Jedzmy go jak najwięcej! I pamiętajmy. Życie nie powinno być podróżą do grobu w trakcie której tracimy czas na to, aby dotrzeć do niego cało i zdrowo, z atrakcyjnym, dobrze zachowanym ciałem. Znacznie lepiej poruszać się po tej drodze z piwem i chipsami w ręku, z dużą ilością seksu i nad grób dotrzeć wycieńczonym i zużytym, ale z okrzykiem: Było warto! Cóż to była za wspaniała podróż!
6 marca 2010r. Ociepliło się, mgła jak mleko wypełniła całą przestrzeń pomiędzy budynkami, drzewami, jak dziecko, które zbyt mocnym kolorem wypełnia tło rysunku, gubiąc kontury osób i przedmiotów, które narysowało. To pewnie przez tę wilgoć wciąganą w płuca z każdym oddechem, wnikającą w buty z chodników jak bajora. Pamiętam wrażenie mglistości w pokoju mamy na kilka tygodni przed jej śmiercią. Teraz cichnie Ona. Pierwsze spotkanie, rozmowy, stają przed oczami. – A pamiętasz jak się pierwszy raz spotkałyśmy dostałaś ode mnie dużą szyszkę. Zawsze zazdrościłam kobietom takich balonów. Zadziwiające są rozmowy z ludźmi na progu śmierci. To, co pamiętają, do czego przywiązują uwagę. Patrzyłam zawsze na nią z podziwem – jej smukłe, długie nogi, subtelne dłonie i błyskotliwość umysłu, żarty, w których umiała powiedzieć całą prawdę. Patrzyłam z zazdrością jak słuchają jej mężczyźni, jaką przyjemność czerpią nawzajem z rozmowy – życzliwość i inteligencja. Tak. Ona była dla mnie w tym względzie niedoścignionym wzorem. “Balony” długo uniemożliwiały mi takie rozmowy. Jak można tego zazdrościć. A teraz? Teraz życie przegląda się w emocjach, gdzie potrzeba miłości, potwierdzania atrakcyjności, dotyku i zachwytu wysuwa się na pierwszy plan. Też pamiętam to pierwsze spotkanie, choć szyszka mi umknęła, zapamiętałam dobrze żart o moim najsłabszym miejscu ”jak chłodny skurcz w piersiach”. – Czas na pieszczoty Ciociu. Dotyk zbliża, zbyt mało go między ludźmi. Masaż daje ukojenie, pozwala otworzyć się, zaakceptować. Muszę być delikatna i uważna, jej ciało jest bardzo wyniszczone, wrażliwe, nawet miejsca, które objął niedowład dają impuls bólu przy normalnym nacisku. Rozmowy ściszonym głosem przybliżały nas do siebie. Otwierał się czas dzieciństwa, młodzieńcze marzenia, tęsknoty skrywane w dorosłości. Czułam jak ważne to słowa, jak rzadko wypowiadane. Jestem. I to chyba najważniejsze. Szukam słów- kluczy. Wiem, może usłyszeć je ode mnie. Teraz musi zobaczyć w swym życiu spełnienie. Wędrówka w przeszłość rozpoczęta. – Podobasz mi się Ciociu. Zachwycała mnie zawsze lotność ludzkich umysłów, zdolność żonglowania wiedzą naukową, literacko- baśniową i życiową. Przeplatanie ich elementów w luźnej rozmowie, która nie musi być o pogodzie, ani o “dupie Maryny”, ale może otwierać świat, którego jeszcze nie znamy, rozbudzać ciekawość, doskonalić świadomość. Ona nawet teraz zachowała tę zdolność, choć nowotwór panoszył się w jej mózgu, nadal była zdziwiona, dotknięta płytkością rozmów hałaśliwych pacjentek. Jak Ona to robi: jest jednocześnie zaabsorbowana masażem, rozmową ze mną i potrafi celnie parafrazować tekst rzucony w sali. Człowiek jest zadziwiającą istotą. Darem niewątpliwym w tej sytuacji jest brak konieczności podawania środków przeciwbólowych. Z mamą miałam trudniej – gdy dawki wzrastają – traci się świadomy kontakt. Pozostaje samotna modlitwa i wyszukiwanie w myślach samych jasnych chwil spędzonych razem, podsumowywanie życia bliskiej osoby na plus. Jestem. *** W obliczu bezsilności chciałoby się zająć czas czymś na tyle ważnym, by usprawiedliwić brak działania. Aż nagle zrywasz się i, gdy wszystko wydaje się być stracone, podejmujesz rozpaczliwe próby odwrócenia biegu rzeczy. Gdy rodzina jest wyczerpana opieką można mieć wątpliwości czy podejmować wysiłki odwrócenia… Co sprawia, że gotów jesteś do zrywu? U mnie było to kilka słów: “Chcieliśmy z mamą obejrzeć razem igrzyska 2012, mogłaby jeszcze pożyć, chociaż ze cztery lata…” Diagnoza jest nieubłagana – kilka dni. Gdyby była metoda pewnego leczenia raka… Dostałam inspirację. Wtedy, gdy umierała moja mama byłam sama tak wyczerpana fizycznie, że nie miałam siły podjąć głodówki. Teraz jestem w głodówkach silniejsza. Wystartowałam: dzisiaj same płyny- woda, herbaty ziołowe, żeby nawodnić i przefiltrować pozostałości normalnego jedzenia. Zazwyczaj przygotowuję się do głodówki kilka dni, odstawiam poszczególne produkty: mięso, pieczywo, cukier, teraz już nie ma na to czasu. Irracjonalna inspiracja brzmi: trzy dni bez jedzenia i bez picia w intencji uzdrowienia. Kiedyś słyszałam o takim darze, że poskutkował. Mój naukowy umysł podjął ten eksperyment, który to z kolei… Organizm oczyszcza się z toksyn, ból głowy, chłód dłoni, zwiększone zapotrzebowanie na ciepło i sen. To znany mi etap głodówki, obawiam tego punktu: “bez picia”, gorąca woda jednak w znacznym stopniu rozgrzewa. Zaplanuję na jutro cieplejsze ubranie. Kilka lat temu podjęłam pierwszą próbę jednodniowej medytacji “bez jedzenia i picia”, ludzie głodni mają takie wielkie oczy. Mentalnie pracuję nad oczyszczeniem dostępu do punktu z życia Cioci, którego negatywne emocje stworzyły impuls do powstania pierwszych komórek rakowych. Jutro poproszę o niego Ciocię. Będę szeptała jej do ucha licząc na to, że pomimo, że sama nie może już mówić, dotrze myślą do tego momentu, zlokalizuje go i wypełni przebaczeniem. Dzisiejszy dzień głodówki jest w tej intencji. *** Zaprawiona w głodówkach, czuję jednak głód. Jak chyba nigdy. Wyciszam się i zatapiam w obowiązki. Na szczęście energii mam dużo, a ból głowy zmniejszył amplitudę sygnału. Intencja sprawia, że bez trudu znoszę głód, zapachy normalnego życia. W myślach moich – Ona. Nadzieja wbrew doświadczeniu. Coś nieuchwytnego sprawia, że ludzie inaczej mnie postrzegają. Zawsze tak mam – głodówka przyciąga życzliwość. Skupienie, zasłuchanie, jakby czas nabrał innego wymiaru, jakby tworzyła się inna przestrzeń wokół mnie, przestrzeń, która wpływa na wszystkich, których ogarnia. Trudno dobrać słowa, by to wyrazić. Zwiększone zapotrzebowanie na sen i ciepło. Rozgrzana popołudniowym snem głodowym jadę do Niej. Zdaje się spać, dotykam jej czoła, głaskami nanoszę krem na twarz, zaczynam szeptać. Każde moje słowo odbija się ruchem Jej ciała, grymasem twarzy. Szeptam tylko dla Niej, pochylona nad jej głową, niemal wprost do ucha. Szukam zranień, prowadzę jej myśl przez żale, pretensje. Gdy trafiam w sedno- spogląda na mnie szeroko otwierając oczy. Obejmuję Ją kładąc dłoń na brzuchu, by czuła się bezpiecznie jak dziecko w matczynych ramionach i szepczę dalej, zachęcam do kontynuowania podróży w przeszłość, głaszcząc czoło prowadzę w miejsca, które pamięć starała się ukryć najskrzętniej. Jest poruszona i próbuje mi coś opowiadać. W odpowiedzi na energię moich szeptów odezwała się kobieta z łóżka obok. Pomimo mojego pochylenia i skupienia nad Ciocią, rozgadała się żalami na złośliwość personelu szpitalnego. Zastanawiające, że nasze myśli potrafią wywoływać taki rezonans, że wzbudzają podobne myśli w osobach obok nas. Nie pierwszy raz mi się to przytrafia, że zastanawiam się nad fenomenem sugestii poddawanych samą myślą. Ta pacjentka na łóżku obok bezbłędnie odczytała moje myśli, bo szeptów słyszeć nie mogła. Opowiadała głośno o swoich żalach, a ja wsłuchiwałam się w myśli Cioci, odnajdując w moim zasłuchaniu jej opowieść o żalu, złości i zranieniu. Każdy ma swoją własną opowieść, już o tym wiem. Teraz pozostaje tylko jedno: „Ja Anka wybaczam wszystkim, którzy mnie skrzywdzili, wybaczam sobie, że krzywdziłam innych i proszę o wybaczenie”. Wycisza się, uspokaja, a ja gładzę Jej włosy zakładając za ucho, tak jak lubiła. Jest jak mała dziewczynka, zmęczona całodziennym, dziecięcym zapracowaniem. Czuję przypływ czułości. *** Drugi dzień głodówki z myślą o Niej. Obmywam gorącym strumieniem wody spragnioną skórę. Wysiłkiem jest mocne natarcie ciała szorstkim ręcznikiem. Czuję się osłabiona, powoli idzie mi poranna toaleta. Pilnuję, by głęboko oddychać, bo najchętniej wstrzymywałabym oddech. Ból głowy ostatnich dwóch dni minął zupełnie, głód jednak pozostał. To zadziwiające- każda głodówka jest inna w swoim przebiegu. Poranne sam na sam z sunią po świeże pieczywo też bardziej spacerowe niż zwykle. Lubię wciągać w nozdrza powietrze dnia, który szykuje się do swego pędu. Zanim rozpędzi się na dobre, lubię zapatrzeć się w niebo i wróżyć z jego kolorytu pogodę na dziś. Sunia jest w figlarnym nastroju i zachęca mnie do figli przysiadając na przednich łapach. No, tak… Czas skupić energię i ruszyć do pracy. Czasem inspiracja czy wsparcie przychodzą nieproszone. Dostajemy gratis. Przypadkowo usłyszane słowa, książka otwierająca się na tej konkretnej stronie, olśnienie… Tym razem telefon. Inspiracje wybierają różne drogi dotarcia. Już wiem co dzisiaj mam zrobić. Koncentracja na celu sprawia, że nie rozdrabniamy się na rzeczy mniej istotne, a przeszkody pokonujemy z marszu. Moje skoncentrowanie myśli dziwnie się objawia. Przed wizytą w szpitalu miałam jeszcze odebrać zaległe zaświadczenie od mojego lekarza. Wyciągnęłam kartę na konkretną godzinę i byłam dziesięć minut wcześniej. Spotkałam się jednak z nowym porządkiem rzeczy wprowadzonym przez dwie starsze panie, według którego musiałabym czekać jeszcze godzinę na wejście do lekarza. Zaskoczyły mnie moje własne, spokojne, stanowcze słowa, że mam kartę na 11.30 i o tej godzinie wchodzę. Tak też się stało. Bez awantury, pretensji, tak właśnie się stało. Hmmm, zadziwiające. Koncentracja na celu. Dzisiaj miałam ważniejsze zadanie niż wojenki kolejkowe. Oddychała ciężko przez otwarte usta. Znam ten oddech. Pozostało jej jeszcze tylko jedno doświadczenie. Położyłam dłoń na Jej sercu i wyobraziłam sobie jak płuca wypełnia światło, jak opływa wokół całe ciało, jak wszystkie wspomnienia i myśli rozjaśniają się. Jakby cały umysł, uczucia i emocje zastąpiło to jasne. Jak leżąc na plaży w cieple i słońcu cały świat przestaje być ważny i czas rozpływa się w bezczasowości. Jak piękno i wolność, i czuła pieszczota wymarzonych ramion. *** Spadł pierwszy wiosenny śnieg. Paradoks? A jednak. Sześciocentymetrowa warstwa puchu okryła wszystkie atrakcje odsłonięte przez odwilż. Sąsiad hałasuje już szuflą. Razem raźniej, też lubię odśnieżać. Powietrze jest rześko – ciepłe, ptaki drą się już całkiem wiosennie, a ja bawię się śniegiem. Ach te paradoksy. Sunia też wydziera się radośnie, skacze właśnie tak, by spadł na nią śnieg, który zrzucam z szufli. Pierwszy wiosenny śnieg. I pewnie ostatni. Co by się nie działo – wiosna rozjaśnia niebo. Slogan głosi, że wszystko budzi się do życia, a ja wyruszę z Nią w ostatni spacer – na pożegnanie. Za dużo ostatnio tych pożegnań. Nowotwory zbierają swoje dorodne żniwo. Wieczorem zapalę świecę. Dawniej utrzymywano płomień przez trzydzieści dni od dnia pogrzebu, zasłaniano na ten czas wszystkie lustra, w których zwykł przeglądać się zmarły. Hmmm, a gdyby tak była metoda pewnego leczenia nowotworów…
Lubię czasem specjalnie zaburzyć stylistykę swoich tekstów, specjalnie wprowadzić błąd. Zauważyłam, że bardziej niż normalnie skupia to uwagę czytającego. Można w myślach poprawiać taki błąd, albo zastanowić się dlaczego został popełniony i czy czasem nie stało się to celowo..
Wnioski wyciągnięte z obserwacji doprowadziły mnie do konieczności określenia zjawiska błędu, który w strukturze biegu zdarzeń ziemskich przyjmuje postać paradoksu.
Wniosek jaki wysnułam na tamtym etapie rozważań dotyczył przydatności tej wiedzy w życiu. Odkryłam, że każdy ciąg zdarzeń ma swój błąd, oznacza się swoistym paradoksem, albo chociaż jedynie go zawiera. Tworząc więc wizję przyszłych zdarzeń musimy wziąć pod uwagę to zjawisko. To tzw. żeglarska “poprawka na wiatr”.
Też lubię to stwierdzenie, dopuszcza ono do świadomości działanie nieprzewidzianego, jakkolwiek Tego nie nazwalibyśmy. Roboczo nazwijmy to paradoksem. Jeśli więc tworzę wizję zdarzenia, mogę sama wkomponować weń błąd. Jeśli ja tego nie zrobię, zrobi to za mnie ta siła. Jeśli jednak zgodzę się na jakiś element układanki, który powoduje, że realizacja mojego zamiaru nie jest do końca idealna. Może uda mi się uniknąć błędu, który zakwestionowałby sens zdarzenia, które chciałabym by zaistniało. A może to właśnie ten błąd “wdrukowany” w plan, pozwoli na wpisanie się go w historię. Wiedzę tę wykorzystywali co uważniejsi artyści. Że przypomnę choćby Mistrza Leonardo, którego płótna tak ostatnio są wnikliwie analizowane w celu odczytania zagadek, które zostały ukryte pod postacią błędów. Chcesz by Twoje dzieło przetrwało wieki – zawrzyj w nim błąd.
Dzisiaj przyszło olśnienie. Wcześniejsze rozważania na temat paradoksu jako siły powodującej zmianę toru zdarzeń, poszły dalej. W biegu historii, rozwoju ludzkości to jak koło zamachowe. Pozwala na rozwój. Błąd, jako poczucie niepełności, poczucie, że czegoś brakuje, że można coś ulepszyć, przymus, by coś odkrywać, zdobywać, udoskonalać. W tym sensie, paradoksalnie, błąd jest esencją energii na Ziemi. Pozwala na rozwój, zmusza do zmian. Ale, ale !!!
I tu przyszło paradoksalne olśnienie. Obudziłam się znów z wrażeniem, że jestem blisko, ale popełniam kolejny błąd. Zrozumiałam, że ta esencja jest elementem, który utrzymuje ciągłość życia, kolejność zdarzeń, jest przymusem, który powoduje, że świat musi dalej trwać, że tworzą się nowe plany wcieleń.
Jest więc jedynie narzędziem, którym mam się nauczyć posługiwać, użyć go i …
odłożyć na półkę.
Proces, któremu zostałam poddana dzięki “przypadkowemu” spotkaniu, wysiłkowi zrozumienia pomimo “mówienia innymi językami” i “zbiegom okoliczności” prowadził do olśnienia.
W istocie tworzenia jest paradoks. Zrozumienie tworzenia prowadzi do jego odrzucenia. Jednak trzeba przejść przez te wszystkie etapy, by dojść do świadomości, która “Jest”
Ponad błędem
Ponad paradoksem
Ponad tworzeniem
Ona po prostu Jest
Administracja strony Harmonizowanie.pl zastrzega sobie prawo do wprowadzania zmian w Polityce Prywatności.
Każdego klienta i użytkownika serwisu oraz subskrypcji obowiązuje aktualna Polityka Prywatności znajdująca się na stronie:
www.harmonizowanie.pl/polityka-prywatnosci /
Wprowadzane zmiany nie wpływają na podstawową zasadę:
Administracja nie sprzedaje i nie udostępnia osobom trzecim danych personalnych czy adresowych klientów/ użytkowników swoich serwisów i czasopism.
Wiele stron internetowych zapisuje na Twoim komputerze, a dokładniej w schowku konkretnej przeglądarki (Firefox, Internet Explorer, Chrome i inne) na Twoim koncie użytkownika komputera lub telefonu, na którym łączysz się z Siecią, tzw. pliki cookie.
Zazwyczaj pliki cookie są bardzo pożyteczne. Dzięki nim zapamiętywane są Twoje indywidualne ustawienia i dzięki nim możesz się zalogować do swojej poczty.
Autorzy stron internetowych wiedzą dzięki nim, jak wielu użytkowników do nich zagląda i co konkretnie czytają, a co obchodzą z daleka.
Informacje zbierane przy użyciu plików cookie mogą też służyć do zbierania informacji o Tobie w celach handlowych. Np. jeżeli często wchodzisz na strony o książkach, będziesz widział więcej reklam księgarni.
Na szczęście, jeżeli uważasz, że obecność plików cookie narusza Twoją prywatność, możesz w każdej chwili je wyłączyć albo dla konkretnej witryny albo w ogóle dla wszystkich połączeń z Twojej przeglądarki.
W przeglądarce Mozilla Firefox
W menu „Narzędzia” wybierz „Opcje” i w nich zakładkę „Prywatność”.
Przeglądarka daje Ci możliwość zaznaczenia, że nie chcesz być śledzony w ogóle albo usunięcia pojedynczych ciasteczek poszczególnych witryn.
W przeglądarce Microsoft Internet Explorer
W menu „Narzędzia” wybierz „Opcje internetowe” i w nich zakładkę „Prywatność”.
Specjalnym suwakiem możesz regulować ogólny poziom prywatności albo przyciskiem „Witryny” zarządzać ustawieniami poszczególnych serwisów internetowych.
W przeglądarce Google Chrome
W menu ukrytym pod trzema poziomymi kreseczkami w prawym górnym rogu przeglądarki wybierz „Narzędzia” a potem „Wyczyść dane przeglądania…”. Oprócz możliwości czyszczenia plików cookie, znajduje się tam link „Więcej informacji”, który prowadzi do szczegółowego opisu funkcji prywatności przeglądarki.
W przeglądarce Opera
Przyciskiem „Opera” w lewym górnym rogu otwórz menu i wybierz w nim „Ustawienia” i dalej „Wyczyść historię przeglądania…”.
Oprócz możliwości skasowania już ustawionych plików cookie, jest tam też przycisk „Zarządzaj ciasteczkami…” prowadzący do bardziej zaawansowanych opcji dla poszczególnych witryn.
W przeglądarce Apple Safari
W menu „Safari” wybierz „Preferencje” i w nich zakładkę „Prywatność”. Znajdziesz w niej liczne opcje dotyczące plików cookie.
Inne
W telefonach komórkowych, tabletach i innych urządzeniach mobilnych
Każdy model telefonu może tę funkcję obsługiwać w inny sposób. Dlatego zachęcamy do zapoznania się z opcjami prywatności w dokumentacji na stronie internetowej producenta Twojego urządzenia.
Dane Osobowe
W czasie korzystania z serwisu możesz zostać poproszony o podanie niektórych swoich danych osobowych poprzez wypełnienie formularza lub w inny sposób. Dane, o które będziesz proszony, to w większości przypadków imię i adres e-mail. W przypadku formularzy zamówień będziesz proszony o podanie pełnych danych osobowych.
Wymagamy tylko tych danych, które są niezbędne do działania serwisu. Niepodanie wymaganych danych zablokuje czynność, którą te dane dotyczyły.
Subskrypcja bezpłatnych czasopism
Zaprenumerowanie elektronicznych i bezpłatnych czasopism wymaga podania w odpowiednim formularzu swojego imienia i adresu e-mail. Pola te są obowiązkowe.
Uzyskane w ten sposób dane są dodawane do listy mailingowej e-zinu. Adres e-mail jest niezbędny do tego, aby można było wysłać danemu czytelnikowi numer czasopisma. Imię pozwala zwracać się do czytelników po imieniu.
Zamawianie usług i produktów
Zamawianie usług i produktów wymaga podania w odpowiednim formularzu pełniejszych danych adresowych. Pola obowiązkowe są oznaczone.
W przypadku płatności za pomocą karty kredytowej obsługę klienta przejmuje AllPay. W tym przypadku tylko system AllPay zna i jest odpowiedzialny za dane podane w jego formularzach. Formularze AllPay znajdują się na jego serwerze i są szyfrowane odpowiednimi technologiami.
Niezapowiedziane Wiadomości
Administracja zastrzega sobie prawo do wysyłania niezapowiedzianych wiadomości osobom, których dane kontaktowe posiada i które zgodziły się z Polityką Prywatności.
Pod pojęciem niezapowiedzianych wiadomości rozumiem informacje odnoszące się bezpośrednio do moich serwisów, czasopism, usług i produktów (np. zmiany, wewnętrzne promocje), nie komercyjne listy (np. życzenia, komentarze osobiste itp.) oraz informacje komercyjne związane z prowadzoną działalnością.
Wyłączenie Odpowiedzialności
Stworzyłam ten serwis, aby pomagać czytelnikom osiągnąć sukces w życiu osobistym i zawodowym. Mimo, że prezentuję praktyczne rozwiązania, to nie są one jednakowo skuteczne dla wszystkich. Nie powinno się bezwarunkowo korzystać z wszystkiego, co daję. Porady, które udostępniam powinny być szczegółowo analizowane, porównywane z własnym przypadkiem, ewentualnie konfrontowane z innymi podobnymi publikacjami i dopiero, gdy będą one przedstawiały się jako odpowiednie dla Ciebie, wprowadzane w życie.
Administracja oraz niżej podpisana nie biorą na siebie odpowiedzialności za zamieszczone obce reklamy. Kupujący powinien być ostrożny odpowiadając na taką reklamę, bądź wysyłając pieniądze. Wprawdzie przykładam sporą wagę do tego, aby reklamodawcy, którzy publikują tu swoje reklamy byli wiarygodni, ale nie mogę odpowiadać za ich czyny.
Pozdrawiam
Kasia
Hipnoza
Zawsze uważałam hipnozę za źródło moich obciążeń. Mistrzyni w autohipnozie stworzyłam sobie świat na pograniczu baśni, gdzie ludzie jawią się jak mityczne stwory czy przedstawiciele ludów wymarłych, zapomnianych. Odnalazłam w rzeczywistości ślady dawnych światów, które doskonale odczytują artyści zapędzający się w baśniowy świat Fantazy. Wiedźmini, smoki, Sarumani i drzewce czy takie zjawiska jak Tom Bombadil. Nie tylko dla mnie obcy i niezrozumiały wydawał się realny świat. Nie ja jedna nie dawałam zgody na świat taki jakim jest. Autohipnoza pozwalała przetrwać. Żyję w świecie, w którym baśnie dominują nad realem. Jakkolwiek naukowo próbowałabym to tłumaczyć, nie jest to powodem do chwały, bo wprowadza rozdźwięk między światem wewnętrznym, a rzeczywistością i kieruje wprost w obłęd.
Wpisany jednak w naszą strukturę pęd do uczenia się, rozwoju, postawił na mojej drodze to wyzwanie. „Przypadek” to kolejne zjawisko, obok paradoksu, fascynujące mnie w życiu.
Wiara w realność baśniowości rozbudza intuicję i wrażliwość. W baśniach bohaterzy składają ofiary, podejmują szlachetne poświęcenie, by dojść do mocy, wiedzy i chwały na poziomie przekraczającym ich wyobrażenia. Każde więc wielkie dzieło, pragnienie, okupione musiało być ofiarą. Wymyślałam nowenny, posty, głodówki, ofiarowania. W przeróżny sposób umartwiałam swoje ciało, serce i umysł. Wytwarzany potencjał energetyczny powodował dalszy rozdźwięk ze światem realnym. Pogłębiała się moja wiedza wynikająca z tych doświadczeń i utwierdzałam siebie w przekonaniu, że nawet miłość nie działa tak jak ofiara. Drogi opatrzności bywają jednak zaskakujące. Pracując z przyjaciółmi nad mało znaną metodą terapeutyczną kilkakrotnie sięgnęliśmy po ćwiczenie ugruntowujące pozytywne zmiany energetyczne w ciele, osadzając je mocno w rzeczywistości. Rzeczywistość była tematem ukierunkowującym rozbudzone procesy zmian. Rzeczywistość stojąca w opozycji do obłędu.
Nie trzeba było czekać długo na efekty tych ćwiczeń. Najlepszym sposobem na problem, który nas ogranicza, przeraża, jest stanięcie z nim oko w oko. Podjęłam kurs hipnoterapii zawodowej prowadzony przez Grzegorza Halkiewa. Wyostrzył moje zmysły, wzmógł uważność. Paradoksy bywają skuteczne częściej niż nam się to wydaje. Posłużyć się jednym obciążeniem ,by uwolnić się od wielu. Z jakiś powodów metoda ta miała czekać na mnie do tej chwili, by praca nią przyniosła niezwykłe efekty. Gdy wyjawiłam z jakim problemem chcę pracować w czasie ćwiczeń- zostałam odrzucona. „To zbyt trudne” – usłyszałam. Łatwiejsze było uwalnianie się od nałogu. Czyżby rzeczywiście hipnoza miała się na mnie nie sprawdzać? Łatwiejszy temat? Marzenia? Nie mam marzeń, ale gdyby tak udało się uwolnić od mechanizmu osiągania czegoś przez składanie ofiar, gdyby tak być bogatszym o przekonanie, że mogę otrzymywać dary z powodu samej łaskawości świata, łaskawości Boga, gdyby wymyśleć inny rodzaj „okupu”. Świat baśni wplatany do realnego świata?
A jednak! Wyzwanie podjęła kobieta. Kobiety to cudowne istoty, umieją rozpalać zdobywców, odkrywcom dodają zapału, inspirują do zmian. A Karolina jest wyjątkowo kobieca: piękna, obdarzona dziecięcą intuicją. Poprowadziła mnie w indukcji na pustynię, której piasek miał kolor miedzi. Przede mną zapłonął słup ognia, a ja zastanawiałam się czy weń wejść. Karolina jednak była tego pewna. Płomień przetrawił moje ciało i zwalił mnie z nóg nie czyniąc krzywdy. Poczułam pieszczotę wiatru na twarzy i czułam się dziwnie – byłam szczęśliwa.
Od tej chwili podejmowane przeze mnie ofiary przestały działać. Stanęłam przed koniecznością wyruszenia w drogę, jak Jazon w poszukiwaniu złotego runa. Gdy dawne metody przestały działać- szukam nowej drogi, siły doskonalszej od ofiary. Może to tak jest, że konieczne jest przepracowanie tematu ofiary. Przekonanie, że w moim świecie miłość nie działa- działa tylko ofiara, przestaje funkcjonować.
Rzeczywistość, która nie wymaga ofiar. Jak pozwolenie na swobodny przepływ, wzajemne radosne obdarowywanie się. Teraz widzę jak ofiara zawiera w sobie wymuszenie, zmiany „na siłę” naturalnego rytmu, walkę, próbę sił. Ja rezygnuję z walki, wybieram swobodny przepływ wszelkich obfitości.
Obciążenie, które staje się uwolnieniem. Zjawisko znane w terapiach, nie tylko psychologicznych- to, co nas przeraża, jest dla nas najtrudniejsze, staje się drogą do zrozumienia siebie i rozwoju. Dziękuję Grzegorzu za profesjonalne wprowadzenie w świat możliwości technik hipnotycznych. Indukcje hipnotyczne włączyłam na stałe do swoich- „przepuszczonych przez siebie” technik pracy.
Wieści:
pierwszy cech zrzeszający hipnotyzerów – Cech Naturopatów i Hipnotyzerów
16 marca 2010 r.
20 marca 2010 r., 20:28 – dziwaczna godzina. Zazwyczaj podawane godziny odjazdu zaokrąglane są do 5 minut. Tyle lat jazdy busami i jeszcze nie startowałam o 20.28. Jestem taka zmęczona, że nieco przeraża mnie całonocna podróż. Jednocześnie czuję się tak, jakbym jechała na wspaniałą wyprawę, jakby miało wydarzyć się coś dla mnie wyjątkowego. Właściwie to pierwszy raz jadę na warsztaty, o których niewiele wiem. Nawet wyjeżdżając na koncert jestem zazwyczaj przygotowana, osłuchana z najnowszą produkcją artystyczną, a w przypadku warsztatów robię jeszcze szczegółowsze rozeznanie. Tutaj jadę niemal w ciemno. Może to zapowiedź tematu, który coraz natarczywiej domaga się uważności, niewielkich kosztów, a może polecenie osoby zaufanej, a może perspektywa samotnej podróży, w której mogę tyle rzeczy zrobić „inaczej”.
Z Wrocławia do Jeleniej Góry busem firmy „Krycha” i dalej mpk do Sosnówki Górnej za 2,28. Kto dzisiaj rozdrabnia na takie grosiki, minutki? Uwaga na szczegóły: 20:28, 2,28 dodaję w myślach: =12, 1+2=3 omne trinum perfectum, hmmm. Jak klamra spinająca początek z kresem podróży.
Noc w busie nie zapowiada się atrakcyjnie. Zwyczaj komórkowego zdawania relacji z każdego etapu podróży i prowadzenia pogawędek “intymnych” wkurza w tak ciasnej przestrzeni. Dobrze, że córcia nie pozbawiła mnie swojej mptrójki z muzyką inspirowaną Wiedźminem . Z takim podkładem oderwanie się od wszystkiego co znam stanie się tu i teraz. Przestrzeń za oknem roztańczyła się wyobrażeniami dawnych lasów pełnych roślin mocy, światełek jak odległe ogniska zapalane dla podróżnych, by trafili do celu, odpłynęłam w przestrzeń indukcji wyobrażenia świata, w którym niemożliwe staje się możliwym. Pozwoliłam, by myśli swobodnie wpływały i wypływały jeszcze spokojniej, nie zatrzymywałam ich, nie nakręcałam. Umysł otwiera się wtedy na inne wydarzenia, inne inspiracje i innych ludzi. Lubię ten stan umysłu, jestem uważna i ciekawska jak dziecko.
Dworzec nocnego Wrocławia ma jedno wspaniałe urządzenie- automat do kawy serwujący czekoladę z mlekiem. Strasznie mi zimno. Co ja sobie wyobrażałam? Że tutaj jest już wiosna upalna i kwitnąca? Chyba tęsknota za słońcem zaćmiła mój zdrowy rozsądek. Aksamitny żakiet i półbuciki na obcasie to nie był najlepszy pomysł. Teraz to widzę, że przecież wyruszyłam w góry!! Jak mogłam się tak wybrać. Przecież nawet w czerwcu na wypad w Tatry zabieram ocieplane trapery i rękawiczki. Gorąca czekolada utula moje pretensje do samej siebie. Tłumaczę sobie, że tym razem pozwalam, by wszystko było inaczej. Rozglądam się uważnie dokoła. O czym myślą ludzie oczekujący świtu wraz ze mną, milczący i zapatrzeni, a niewidzący? Przypominam sobie zachęty Gurdżijewa do wprowadzania zmian w przyzwyczajeniach, by przestać być maszyną człowieczą, kierowaną programami, by czuć tak jakby pierwszy raz, poruszać się jakby pierwszy raz stawiając stopy, patrzeć na znajomą twarz jak pierwszy raz. Wprowadzanie świadomych zmian np. w rytmie chodzenia, sposobie trzymania widelca, w reakcji emocjonalnej na powtarzające się sytuacje, … wszystkie te zabiegi pomagają skupić uwagę, przyjrzeć się czynnościom, myślom i emocjom, które „dzieją się” niejako bez naszej świadomej zgody- ot tak – z przyzwyczajenia, bo każdy tak robi, bo tak wypada, bo tak mnie uczyli, bo … A teraz może by tak – inaczej, tak jak świadomie zdecyduję, wybiorę, i będzie to mój wybór, i moja możliwość zmiany, gdy tylko taka będzie moja wola, ech
Jelenia Góra wita mnie ostrym słońcem, tak, tego mi było trzeba. Wyciągam aparat, już lubię tu być. Autobus odjeżdża spod teatru Norwida, przystanek jest wprost na środku bocznej uliczki, nikogo to nie dziwi poza mną, mam uśmiech od ucha do ucha, na wyświetlaczu w autobusie wypisują moje imię
Kręta górska droga wspina się powolną, malowniczą mozolnością. Na jej środku rozlewa się jeziorko, a droga okala je z obydwu stron, jak szlak Morskie Oko. Domy przybierają fantazyjne kształty i baśniowe nazwy jak ”Pyszałek”, “Leniuszek”, nawet przystanek nosi nazwę “Krasnoludki”. Słońce jeszcze niewypiętrzone, a już ostro promieniście razi w oczy. Na to akurat jestem przygotowana- okulary zabrałam
Śnieżna Kopa w Sosnówce k/Karpacza. Pięknie
Przed pensjonatem huśtawka, jak u mojego dziadka, zrobił ją sam, dla mnie. Cicho i spokojnie, szemrze w lesie strumyczek i pachnie starodrzewem. Nie odmówię sobie. Słyszę jak sznur ociera się o belkę zamocowaną w konarach sosny, u dziadka to był dąb, czuję jak szorstkość sznura drażni dłonie, raj.
Pan Andrzej pokazuje mi pokoik i znika. Mały balkonik z widokiem na Karkonosze, a konkretnie na Szrenicę i Zamek Chojnik. Powinnam się przespać zanim pozostali zaczną się zjeżdżać, ponadplanowe śniadanie i zachęta do spaceru. Pani Krystynka maluje tutejsze pejzaże, opowiada mi o wykupywaniu starych willi w okolicach, które przez zachłanność kolejnych właścicieli popadają w ruinę. Takie opuszczone obiekty to gratka dla malarzy. Wyobraziłam sobie plener malarski tutaj. Jak niegdyś malowniczość Bożechowa pod Lublinem skłoniła mnie do zorganizowania tam pleneru. Szkoda czasu na sen- wyruszam na łowy fotograficzne. Okolica okazuje się idealna nie tylko dla zestresowanych/zapracowanych czy dla artystów. Mijają mnie co chwila jaskrawo ubrani “w obcisłe” (jak śpiewał Lech Janerka) rowerzyści, chyba trafiłam na obóz kolarski. Strasznie są szybcy i chyba specjalnie przyspieszają uciekając mi z kadru- taka zabawa- kto szybszy, a mój aparat ma na dodatek opóźnioną migawkę, to ci heca.
Idę grzecznie, jak przystało na ceprówkę na obcasikach, wzdłuż asfaltowej drogi. Inaczej! Skręcam więc w las, chciałabym iść jak Indianin- bezszelestnie. I aż śmiać mi się chce w głos na tę myśl, gdy czuję swoje butki na nogach. Drobinki igliwia wsuwają się w buty. Idę bez ścieżki, ale wyczuwam jakiś trakt wyznaczony przez zwierzęta.
Ślady saren, szyszki obgryzione przez wiewiórki, jakieś pozostałości po zwierzęcej uczcie. Czuję się jak tropiciel. Ciekawe jakie zwierze wyjdzie mi pierwsze na spotkanie? No i jest. Wyszło. Oto to dzikie zwierze Piesek sąsiadów pana Andrzeja.
Mówią, że kto drogi skraca, do domu nie wraca, a ja wyszłam idealnie na pensjonat „Śnieżna Kopa”, ha!
No to w nagrodę pohuśtam się na huśtawce
Już wiem, że niedaleko jest święte źródełko spełniające życzenia (jeśli z wodą w ustach obiegnie się kapliczkę 7 razy dookoła nie roniąc ani kropelki), miejsce mocy- czakram energetyczny (granitowa skała do wdrapania się i wyciągania rąk w górę dla wchłonięcia energii bijącej z dołu), chałupy budowane specjalnie dla potrzeb filmu „Wiedźmin” (i dla tych potrzeb palone).
Same cudowności paradoksalne
Huśtam się na desce i … Jestem. Szczęśliwa
Katastrofy powodują zaburzenie normalnego biegu zdarzeń, zatrzymanie normalnego biegu myśli. Zmuszają do rozważenia tego, co zazwyczaj biegnie “normalnym biegiem”. W ubiegłym roku zajmował mnie fenomen błędu w strukturze naszego fizyczno/energetycznego świata. Błąd, który zmusza do zwrócenia uwagi, zwiększenia aktywności, każe ponownie szukać drogi właściwego postępowania, by następnym razem uniknąć takiego zdarzenia, ale przede wszystkim wzbudza pytania: dlaczego? i po co? Celowość błędu zdaje się fundamentem dla zjawiska paradoksu – esencji/soli zjawisk na Ziemi. Katastrofa jest eskalacją tego zjawiska. Jest wołaniem o uważność. Nasza katastrofa zwróciła oczy całego świata na Polskę Rzeczpospolitą. Nie mogłam otrząsnąć się z pytań jak i po co doszło do tego zdarzenia. Gdy umiera człowiek, mam świadomość, że sam to uwarunkował, do pewnego stopnia wybrał, ale gdy ginie tyle ludzi w takich okolicznościach… Niepojęte. Jak dochodzi do takiego “zbiegu okoliczności”. Niezwykłości całego zdarzenia przyprawia dodatkowo wybuch wulkanu, który zasnuwa lwią część Europy zasłoną swojego złowieszczego pyłu, który unieruchamia, powstrzymuje.
Podano informację, że wzmożone zainteresowanie Polską skłania inne narody do refleksji nad tragizmem, który tkwi w strukturze naszej historii i charakteru. Chęć zrozumienia martyrologicznego “programu” wpisanego w polskość. Czyżby historia zbierała kolejne fakty do potwierdzenia tej “szufladki”? “Polsko tyś Chrystusem narodów…” jeśli dokładnie pamiętam. Przyglądam się napisowi na “szufladce” i wszystko we mnie się sprzeciwia.
Pragnę rozmowy. W czasie wymiany zdań łatwiej nazywam swoje przeczucia, widzę wyraźniej i wszystko składa się w logiczną całość. Drugi człowiek jest mi koniecznie niezbędny do zrozumienia. Ludzie wokół rozmawiają jednak samymi emocjami, a ja nie wierzę emocjom. Są jak chmury zakrywające istotę zdarzenia. Inni w ogóle nie chcą wyrażać swojej opinii, by nie doprowadzić do wybuchu emocji. Nie powierzchowności potrzebuję, chcę zejść głębiej. Składam informacje jak puzzle i stawiam kolejne pytania, nie rozumiem. Skąd pomysł pochówku na Wawelu, dlaczego “wybryk” matki Ziemi nie dopuścił do udziału w uroczystościach możnych świata Zachodu, dlaczego Wschód został powitany oklaskami w świątyni?
Chcę odczytać symbolikę tego znaku. Bo niewątpliwie zbyt dużo tu “zbiegów okoliczności”.
Zaszufladkowani… Spoglądam jeszcze raz na napis na tej szufladce i widzę teraz wyraźnie, że napis jest naklejony, ukrywa prawdziwą/pierwotną treść.
♣ ♣ ♣
Kołacze się po głowie słowo “Odpowiedzialność”. W myślach odżywają dawni królowie. Pierwsze próby Bolesława nazwanego Chrobrym, odnalezienia jedności w formie Sklawinii. Dostojeństwo i moc Kagana. Tak różne od współcześnie słabnących wzorców. Jak wiele osób podobnie do mnie, w obliczu zagadkowych zbiegów okoliczności ostatnich zdarzeń, sięga ponownie myślą w tamte czasy i zapatruje się w przyszłość?
22 kwietnia 2010 r.
Dopadło mnie wiosenne rozkojarzenie. Chaotyczność myśli nie pozwala mi sie skupić. Natłok nowych pomysłów, rzeczy do zrobienia, wielość wybucha w mojej głowie, emocjach, ciele. Zamieszanie, zakrzątanie, aż w końcu zmęczył mnie ten chaos i siadam, by pozbierać myśli. I co? I nic, nie można zebrać myśli. Wojciech Cejrowski mówi właśnie, że Sobota Wielkiego Tygodnia w Ameryce Łacińskiej to Dzień Ciszy. A gra tak radośnie, że nie pomaga w zbieraniu.
Wczoraj podobno Marek Niedźwiecki w “Trójce” grał muzykę ciszy, więc poproszę. To była pierwsza audycja Pana Marka po powrocie do “Trójki” , nareszcie. Od zaprzyjaźnionego Chomika ściągam do rodzinnego archiwum. Jeszcze 7 minut. To nie koniec wiosennych prezentów mojej ukochanej stacji radiowej. Największa wspaniałość to wracający do zdrowia Piotr Kaczkowski.
Mistrz Muzyki Ciszy. Pamiętam od niepamiętnych czasów Jego wieczory Wszystkich Świętych, listy ulotne, słowa zasłuchane. Czekam Panie Piotrze. W moich wyobrażeniach szybko osiąga Pan zdrowie, zasiada przed mikrofonem i otwiera listy od słuchaczy, … Muzyka, której od Pana uczyłam sie słuchać sercem i ciałem subtelniejącym, rozprzestrzeniając się z nią w przestrzeń, poznając inne światy, które istnieją równolegle, a przenikają się nawzajem. Od 23 lat noszę w sobie Pana słowa o muzyce, która “rozsypuje się w niebo, a nie w drobny mak, więc spieszmy się cieszyć, rozsypując się w niebo, a nie w drobny mak”. Czekam Panie Piotrze i doczekam się niezawodnie.
Jest!! Marek Niedźwiecki zaczyna swoją pierwszą powrotną audycję: Archive “Again”. Pięknie.
Piotr Kaczkowski zamilkł w Trójce w marcu tamtego roku. Pamiętam ten czas rozstawania. Żegnałam w tamtym czasie kolegę z pracy. O umieraniu powinno się uczyć w szkole jak uczy się o seksualności i rodzeniu dzieci. Mam wrażenie, jakby nic tak naprawdę się nie kończyło, jak wieczny proces zmian, który jest jedynym pewnikiem. Wszystko wokół zmienia się, ale się nie kończy. W dniu śmierci kolegi przyszły nasionka cesarskiego drzewka szczęścia. To jedyne drzewo, na którym według legendy lubi przysiadać mityczny ptak Feniks, a może po staropolsku Żarptak. Maleńkie nasionka Paulowni wirowały w filiżance wypełnionej ciepłą wodą. Mieszałam je palcem, grzejąc filiżankę w dłoni, odprowadzając w myślach kolegę, jego marzenia o cudowności życia, jego odwagę sięgania po własne szczęście. Moja paulownia nie przetrwała zimy, wyglądała na zupełnie martwą, ale miałam w pamięci jej zdolność odradzania się przejętą od Feniksa. Nie rezygnowałam. Tak, cuda się zdarzają, korzonki wypuściły nową roślinkę. To niezwykła zdolność tego drzewka, spalone, przemrożone – odbija od korzenia. Osoby, które kochamy – zasilają nasze korzenie – pozwalają odradzać się wciąż na nowo.
Ciekawam wielce jak będzie brzmiała muzyka zapowiadana przez Piotra Kaczkowskiego po jego powrocie “znad brzegu”. Pamiętam jak opowiadał dawno temu o pewnym obrazku: chłopiec siedzący na ławce, patrzy na rzekę skutą lodem, odległy, zamyślony, a przy nim – książki ściągnięte paskiem. Takie odległe zamyślenia potrafią zmienić wszystko w życiu, prawda? I teraz “furtka, która do tej pory była zamknięta, wreszcie uchyliła się” przed Panem Piotrem.
Ciekawe ile z poetyckości mojego myślenia wywodzi się z inspiracji tego pięknego umysłu. Nauczyciel Muzyki Ciszy. W domowym archiwum – “Minimaxy” i “Trzeszczące płyty”. Na półce – trzy tomy “Rozmów Trzecich”. Życzę sobie Panie Piotrze następnego tomu. Ach, gdyby tak … spotkać Pana dłonią w dłoń, móc odczuć suchość, szorstkość lub wilgotność skóry, moc lub delikatność uścisku, bo z pewnością nie pospieszność, o nie. Już wiem, że marzenia potrafią się spełniać. No, i mam swój Dzień Ciszy, tak jak chciałam, z wczorajszą audycją “Trójki” w tle: Peter Gabriel, Genesis, Kate Bush, …, Pink Floyd “how I wish, how I wish you were here”.
Będzie brzmiała we mnie cały dzień, tak.