1.A. Pozasłaniaj jej lustra

1.A. Pozasłaniaj jej lustra

6 marca 2010r. Ociepliło się, mgła jak mleko wypełniła całą przestrzeń pomiędzy budynkami, drzewami, jak dziecko, które zbyt mocnym kolorem wypełnia tło rysunku, gubiąc kontury osób i przedmiotów, które narysowało. To pewnie przez tę wilgoć wciąganą w płuca z każdym oddechem, wnikającą w buty z chodników jak bajora. Pamiętam wrażenie mglistości w pokoju mamy na kilka tygodni przed jej śmiercią. Teraz cichnie Ona. Pierwsze spotkanie, rozmowy, stają przed oczami. – A pamiętasz jak się pierwszy raz spotkałyśmy dostałaś ode mnie dużą szyszkę. Zawsze zazdrościłam kobietom takich balonów. Zadziwiające są rozmowy z ludźmi na progu śmierci. To, co pamiętają, do czego przywiązują uwagę. Patrzyłam zawsze na nią z podziwem – jej smukłe, długie nogi, subtelne dłonie i błyskotliwość umysłu, żarty, w których umiała powiedzieć całą prawdę. Patrzyłam z zazdrością jak słuchają jej mężczyźni, jaką przyjemność czerpią nawzajem z rozmowy – życzliwość i inteligencja. Tak. Ona była dla mnie w tym względzie niedoścignionym wzorem. “Balony” długo uniemożliwiały mi takie rozmowy. Jak można tego zazdrościć. A teraz? Teraz życie przegląda się w emocjach, gdzie potrzeba miłości, potwierdzania atrakcyjności, dotyku i zachwytu wysuwa się na pierwszy plan. Też pamiętam to pierwsze spotkanie, choć szyszka mi umknęła, zapamiętałam dobrze żart o moim najsłabszym miejscu ”jak chłodny skurcz w piersiach”. – Czas na pieszczoty Ciociu. Dotyk zbliża, zbyt mało go między ludźmi. Masaż daje ukojenie, pozwala otworzyć się, zaakceptować. Muszę być delikatna i uważna, jej ciało jest bardzo wyniszczone, wrażliwe, nawet miejsca, które objął niedowład dają impuls bólu przy normalnym nacisku. Rozmowy ściszonym głosem przybliżały nas do siebie. Otwierał się czas dzieciństwa, młodzieńcze marzenia, tęsknoty skrywane w dorosłości. Czułam jak ważne to słowa, jak rzadko wypowiadane. Jestem. I to chyba najważniejsze. Szukam słów- kluczy. Wiem, może usłyszeć je ode mnie. Teraz musi zobaczyć w swym życiu spełnienie. Wędrówka w przeszłość rozpoczęta. – Podobasz mi się Ciociu. Zachwycała mnie zawsze lotność ludzkich umysłów, zdolność żonglowania wiedzą naukową, literacko- baśniową i życiową. Przeplatanie ich elementów w luźnej rozmowie, która nie musi być o pogodzie, ani o “dupie Maryny”, ale może otwierać świat, którego jeszcze nie znamy, rozbudzać ciekawość, doskonalić świadomość. Ona nawet teraz zachowała tę zdolność, choć nowotwór panoszył się w jej mózgu, nadal była zdziwiona, dotknięta płytkością rozmów hałaśliwych pacjentek. Jak Ona to robi: jest jednocześnie zaabsorbowana masażem, rozmową ze mną i potrafi celnie parafrazować tekst rzucony w sali. Człowiek jest zadziwiającą istotą. Darem niewątpliwym w tej sytuacji jest brak konieczności podawania środków przeciwbólowych. Z mamą miałam trudniej – gdy dawki wzrastają – traci się świadomy kontakt. Pozostaje samotna modlitwa i wyszukiwanie w myślach samych jasnych chwil spędzonych razem, podsumowywanie życia bliskiej osoby na plus. Jestem. *** W obliczu bezsilności chciałoby się zająć czas czymś na tyle ważnym, by usprawiedliwić brak działania. Aż nagle zrywasz się i, gdy wszystko wydaje się być stracone, podejmujesz rozpaczliwe próby odwrócenia biegu rzeczy. Gdy rodzina jest wyczerpana opieką można mieć wątpliwości czy podejmować wysiłki odwrócenia… Co sprawia, że gotów jesteś do zrywu? U mnie było to kilka słów: “Chcieliśmy z mamą obejrzeć razem igrzyska 2012, mogłaby jeszcze pożyć, chociaż ze cztery lata…” Diagnoza jest nieubłagana – kilka dni. Gdyby była metoda pewnego leczenia raka… Dostałam inspirację. Wtedy, gdy umierała moja mama byłam sama tak wyczerpana fizycznie, że nie miałam siły podjąć głodówki. Teraz jestem w głodówkach silniejsza. Wystartowałam: dzisiaj same płyny- woda, herbaty ziołowe, żeby nawodnić i przefiltrować pozostałości normalnego jedzenia. Zazwyczaj przygotowuję się do głodówki kilka dni, odstawiam poszczególne produkty: mięso, pieczywo, cukier, teraz już nie ma na to czasu. Irracjonalna inspiracja brzmi: trzy dni bez jedzenia i bez picia w intencji uzdrowienia. Kiedyś słyszałam o takim darze, że poskutkował. Mój naukowy umysł podjął ten eksperyment, który to z kolei… Organizm oczyszcza się z toksyn, ból głowy, chłód dłoni, zwiększone zapotrzebowanie na ciepło i sen. To znany mi etap głodówki, obawiam tego punktu: “bez picia”, gorąca woda jednak w znacznym stopniu rozgrzewa. Zaplanuję na jutro cieplejsze ubranie. Kilka lat temu podjęłam pierwszą próbę jednodniowej medytacji “bez jedzenia i picia”, ludzie głodni mają takie wielkie oczy. Mentalnie pracuję nad oczyszczeniem dostępu do punktu z życia Cioci, którego negatywne emocje stworzyły impuls do powstania pierwszych komórek rakowych. Jutro poproszę o niego Ciocię. Będę szeptała jej do ucha licząc na to, że pomimo, że sama nie może już mówić, dotrze myślą do tego momentu, zlokalizuje go i wypełni przebaczeniem. Dzisiejszy dzień głodówki jest w tej intencji. *** Zaprawiona w głodówkach, czuję jednak głód. Jak chyba nigdy. Wyciszam się i zatapiam w obowiązki. Na szczęście energii mam dużo, a ból głowy zmniejszył amplitudę sygnału. Intencja sprawia, że bez trudu znoszę głód, zapachy normalnego życia. W myślach moich – Ona. Nadzieja wbrew doświadczeniu. Coś nieuchwytnego sprawia, że ludzie inaczej mnie postrzegają. Zawsze tak mam – głodówka przyciąga życzliwość. Skupienie, zasłuchanie, jakby czas nabrał innego wymiaru, jakby tworzyła się inna przestrzeń wokół mnie, przestrzeń, która wpływa na wszystkich, których ogarnia. Trudno dobrać słowa, by to wyrazić. Zwiększone zapotrzebowanie na sen i ciepło. Rozgrzana popołudniowym snem głodowym jadę do Niej. Zdaje się spać, dotykam jej czoła, głaskami nanoszę krem na twarz, zaczynam szeptać. Każde moje słowo odbija się ruchem Jej ciała, grymasem twarzy. Szeptam tylko dla Niej, pochylona nad jej głową, niemal wprost do ucha. Szukam zranień, prowadzę jej myśl przez żale, pretensje. Gdy trafiam w sedno- spogląda na mnie szeroko otwierając oczy. Obejmuję Ją kładąc dłoń na brzuchu, by czuła się bezpiecznie jak dziecko w matczynych ramionach i szepczę dalej, zachęcam do kontynuowania podróży w przeszłość, głaszcząc czoło prowadzę w miejsca, które pamięć starała się ukryć najskrzętniej. Jest poruszona i próbuje mi coś opowiadać. W odpowiedzi na energię moich szeptów odezwała się kobieta z łóżka obok. Pomimo mojego pochylenia i skupienia nad Ciocią, rozgadała się żalami na złośliwość personelu szpitalnego. Zastanawiające, że nasze myśli potrafią wywoływać taki rezonans, że wzbudzają podobne myśli w osobach obok nas. Nie pierwszy raz mi się to przytrafia, że zastanawiam się nad fenomenem sugestii poddawanych samą myślą. Ta pacjentka na łóżku obok bezbłędnie odczytała moje myśli, bo szeptów słyszeć nie mogła. Opowiadała głośno o swoich żalach, a ja wsłuchiwałam się w myśli Cioci, odnajdując w moim zasłuchaniu jej opowieść o żalu, złości i zranieniu. Każdy ma swoją własną opowieść, już o tym wiem. Teraz pozostaje tylko jedno: „Ja Anka wybaczam wszystkim, którzy mnie skrzywdzili, wybaczam sobie, że krzywdziłam innych i proszę o wybaczenie”. Wycisza się, uspokaja, a ja gładzę Jej włosy zakładając za ucho, tak jak lubiła. Jest jak mała dziewczynka, zmęczona całodziennym, dziecięcym zapracowaniem. Czuję przypływ czułości. *** Drugi dzień głodówki z myślą o Niej. Obmywam gorącym strumieniem wody spragnioną skórę. Wysiłkiem jest mocne natarcie ciała szorstkim ręcznikiem. Czuję się osłabiona, powoli idzie mi poranna toaleta. Pilnuję, by głęboko oddychać, bo najchętniej wstrzymywałabym oddech. Ból głowy ostatnich dwóch dni minął zupełnie, głód jednak pozostał. To zadziwiające- każda głodówka jest inna w swoim przebiegu. Poranne sam na sam z sunią po świeże pieczywo też bardziej spacerowe niż zwykle. Lubię wciągać w nozdrza powietrze dnia, który szykuje się do swego pędu. Zanim rozpędzi się na dobre, lubię zapatrzeć się w niebo i wróżyć z jego kolorytu pogodę na dziś. Sunia jest w figlarnym nastroju i zachęca mnie do figli przysiadając na przednich łapach. No, tak… Czas skupić energię i ruszyć do pracy. Czasem inspiracja czy wsparcie przychodzą nieproszone. Dostajemy gratis. Przypadkowo usłyszane słowa, książka otwierająca się na tej konkretnej stronie, olśnienie… Tym razem telefon. Inspiracje wybierają różne drogi dotarcia. Już wiem co dzisiaj mam zrobić. Koncentracja na celu sprawia, że nie rozdrabniamy się na rzeczy mniej istotne, a przeszkody pokonujemy z marszu. Moje skoncentrowanie myśli dziwnie się objawia. Przed wizytą w szpitalu miałam jeszcze odebrać zaległe zaświadczenie od mojego lekarza. Wyciągnęłam kartę na konkretną godzinę i byłam dziesięć minut wcześniej. Spotkałam się jednak z nowym porządkiem rzeczy wprowadzonym przez dwie starsze panie, według którego musiałabym czekać jeszcze godzinę na wejście do lekarza. Zaskoczyły mnie moje własne, spokojne, stanowcze słowa, że mam kartę na 11.30 i o tej godzinie wchodzę. Tak też się stało. Bez awantury, pretensji, tak właśnie się stało. Hmmm, zadziwiające. Koncentracja na celu. Dzisiaj miałam ważniejsze zadanie niż wojenki kolejkowe. Oddychała ciężko przez otwarte usta. Znam ten oddech. Pozostało jej jeszcze tylko jedno doświadczenie. Położyłam dłoń na Jej sercu i wyobraziłam sobie jak płuca wypełnia światło, jak opływa wokół całe ciało, jak wszystkie wspomnienia i myśli rozjaśniają się. Jakby cały umysł, uczucia i emocje zastąpiło to jasne. Jak leżąc na plaży w cieple i słońcu cały świat przestaje być ważny i czas rozpływa się w bezczasowości. Jak piękno i wolność, i czuła pieszczota wymarzonych ramion. *** Spadł pierwszy wiosenny śnieg. Paradoks? A jednak. Sześciocentymetrowa warstwa puchu okryła wszystkie atrakcje odsłonięte przez odwilż. Sąsiad hałasuje już szuflą. Razem raźniej, też lubię odśnieżać. Powietrze jest rześko – ciepłe, ptaki drą się już całkiem wiosennie, a ja bawię się śniegiem. Ach te paradoksy. Sunia też wydziera się radośnie, skacze właśnie tak, by spadł na nią śnieg, który zrzucam z szufli. Pierwszy wiosenny śnieg. I pewnie ostatni. Co by się nie działo – wiosna rozjaśnia niebo. Slogan głosi, że wszystko budzi się do życia, a ja wyruszę z Nią w ostatni spacer – na pożegnanie. Za dużo ostatnio tych pożegnań. Nowotwory zbierają swoje dorodne żniwo. Wieczorem zapalę świecę. Dawniej utrzymywano płomień przez trzydzieści dni od dnia pogrzebu, zasłaniano na ten czas wszystkie lustra, w których zwykł przeglądać się zmarły. Hmmm, a gdyby tak była metoda pewnego leczenia nowotworów…

2. Inaczej

20 marca 2010 r., 20:28 – dziwaczna godzina. Zazwyczaj podawane godziny odjazdu zaokrąglane są do 5 minut. Tyle lat jazdy busami i jeszcze nie startowałam o 20.28. Jestem taka zmęczona, że nieco przeraża mnie całonocna podróż. Jednocześnie czuję się tak, jakbym jechała na wspaniałą wyprawę, jakby miało wydarzyć się coś dla mnie wyjątkowego. Właściwie to pierwszy raz jadę na warsztaty, o których niewiele wiem. Nawet wyjeżdżając na koncert jestem zazwyczaj przygotowana, osłuchana z najnowszą produkcją artystyczną, a w przypadku warsztatów robię jeszcze szczegółowsze rozeznanie. Tutaj jadę niemal w ciemno. Może to zapowiedź tematu, który coraz natarczywiej domaga się uważności, niewielkich kosztów, a może polecenie osoby zaufanej, a może perspektywa samotnej podróży, w której mogę tyle rzeczy zrobić „inaczej”.

Z Wrocławia do Jeleniej Góry busem firmy „Krycha” i dalej mpk do Sosnówki Górnej za 2,28. Kto dzisiaj rozdrabnia na takie grosiki, minutki? Uwaga na szczegóły: 20:28, 2,28 dodaję w myślach: =12, 1+2=3 omne trinum perfectum, hmmm. Jak klamra spinająca początek z kresem podróży.

Noc w busie nie zapowiada się atrakcyjnie. Zwyczaj komórkowego zdawania relacji z każdego etapu podróży i prowadzenia pogawędek “intymnych” wkurza w tak ciasnej przestrzeni. Dobrze, że córcia nie pozbawiła mnie swojej mptrójki z muzyką inspirowaną Wiedźminem . Z takim podkładem oderwanie się od wszystkiego co znam stanie się tu i teraz. Przestrzeń za oknem roztańczyła się wyobrażeniami dawnych lasów pełnych roślin mocy, światełek jak odległe ogniska zapalane dla podróżnych, by trafili do celu, odpłynęłam w przestrzeń indukcji wyobrażenia świata, w którym niemożliwe staje się możliwym. Pozwoliłam, by myśli swobodnie wpływały i wypływały jeszcze spokojniej, nie zatrzymywałam ich, nie nakręcałam. Umysł otwiera się wtedy na inne wydarzenia, inne inspiracje i innych ludzi. Lubię ten stan umysłu, jestem uważna i ciekawska jak dziecko.

Dworzec nocnego Wrocławia ma jedno wspaniałe urządzenie- automat do kawy serwujący czekoladę z mlekiem. Strasznie mi zimno. Co ja sobie wyobrażałam? Że tutaj jest już wiosna upalna i kwitnąca? Chyba tęsknota za słońcem zaćmiła mój zdrowy rozsądek. Aksamitny żakiet i półbuciki na obcasie to nie był najlepszy pomysł. Teraz to widzę, że przecież wyruszyłam w góry!! Jak mogłam się tak wybrać. Przecież nawet w czerwcu na wypad w Tatry zabieram ocieplane trapery i rękawiczki. Gorąca czekolada utula moje pretensje do samej siebie. Tłumaczę sobie, że tym razem pozwalam, by wszystko było inaczej. Rozglądam się uważnie dokoła. O czym myślą ludzie oczekujący świtu wraz ze mną, milczący i zapatrzeni, a niewidzący? Przypominam sobie zachęty Gurdżijewa do wprowadzania zmian w przyzwyczajeniach, by przestać być maszyną człowieczą, kierowaną programami, by czuć tak jakby pierwszy raz, poruszać się jakby pierwszy raz stawiając stopy, patrzeć na znajomą twarz jak pierwszy raz. Wprowadzanie świadomych zmian np. w rytmie chodzenia, sposobie trzymania widelca, w reakcji emocjonalnej na powtarzające się sytuacje, … wszystkie te zabiegi pomagają skupić uwagę, przyjrzeć się czynnościom, myślom i emocjom, które „dzieją się” niejako bez naszej świadomej zgody- ot tak – z przyzwyczajenia, bo każdy tak robi, bo tak wypada, bo tak mnie uczyli, bo … A teraz może by tak – inaczej, tak jak świadomie zdecyduję, wybiorę, i będzie to mój wybór, i moja możliwość zmiany, gdy tylko taka będzie moja wola, ech

Jelenia Góra wita mnie ostrym słońcem, tak, tego mi było trzeba. Wyciągam aparat, już lubię tu być. Autobus odjeżdża spod teatru Norwida, przystanek jest wprost na środku bocznej uliczki, nikogo to nie dziwi poza mną, mam uśmiech od ucha do ucha, na wyświetlaczu w autobusie wypisują moje imię

Kręta górska droga wspina się powolną, malowniczą mozolnością. Na jej środku rozlewa się jeziorko, a droga okala je z obydwu stron, jak szlak Morskie Oko. Domy przybierają fantazyjne kształty i baśniowe nazwy jak ”Pyszałek”, “Leniuszek”, nawet przystanek nosi nazwę “Krasnoludki”. Słońce jeszcze niewypiętrzone, a już ostro promieniście razi w oczy. Na to akurat jestem przygotowana- okulary zabrałam

Śnieżna Kopa w Sosnówce k/Karpacza. Pięknie

Przed pensjonatem huśtawka, jak u mojego dziadka, zrobił ją sam, dla mnie. Cicho i spokojnie, szemrze w lesie strumyczek i pachnie starodrzewem. Nie odmówię sobie. Słyszę jak sznur ociera się o belkę zamocowaną w konarach sosny, u dziadka to był dąb, czuję jak szorstkość sznura drażni dłonie, raj.

Pan Andrzej pokazuje mi pokoik i znika. Mały balkonik z widokiem na Karkonosze, a konkretnie na Szrenicę i Zamek Chojnik. Powinnam się przespać zanim pozostali zaczną się zjeżdżać, ponadplanowe śniadanie i zachęta do spaceru. Pani Krystynka maluje tutejsze pejzaże, opowiada mi o wykupywaniu starych willi w okolicach, które przez zachłanność kolejnych właścicieli popadają w ruinę. Takie opuszczone obiekty to gratka dla malarzy. Wyobraziłam sobie plener malarski tutaj. Jak niegdyś malowniczość Bożechowa pod Lublinem skłoniła mnie do zorganizowania tam pleneru. Szkoda czasu na sen- wyruszam na łowy fotograficzne. Okolica okazuje się idealna nie tylko dla zestresowanych/zapracowanych czy dla artystów.  Mijają mnie co chwila jaskrawo ubrani “w obcisłe” (jak śpiewał Lech Janerka) rowerzyści, chyba trafiłam na obóz kolarski. Strasznie są szybcy i chyba specjalnie przyspieszają uciekając mi z kadru- taka zabawa- kto szybszy, a mój aparat ma na dodatek opóźnioną migawkę, to ci heca.

Idę grzecznie, jak przystało na ceprówkę na obcasikach, wzdłuż asfaltowej drogi. Inaczej! Skręcam więc w las, chciałabym iść jak Indianin- bezszelestnie. I aż śmiać mi się chce w głos na tę myśl, gdy czuję swoje butki na nogach. Drobinki igliwia wsuwają się w buty. Idę bez ścieżki, ale wyczuwam jakiś trakt wyznaczony przez zwierzęta.

Ślady saren, szyszki obgryzione przez wiewiórki, jakieś pozostałości po zwierzęcej uczcie. Czuję się jak tropiciel. Ciekawe jakie zwierze wyjdzie mi pierwsze na spotkanie? No i jest. Wyszło. Oto to dzikie zwierze Piesek sąsiadów pana Andrzeja.

Mówią, że kto drogi skraca, do domu nie wraca, a ja wyszłam idealnie na pensjonat „Śnieżna Kopa”, ha!

No to w nagrodę pohuśtam się na huśtawce

Już wiem, że niedaleko jest święte źródełko spełniające życzenia (jeśli z wodą w ustach obiegnie się kapliczkę 7 razy dookoła nie roniąc ani kropelki), miejsce mocy- czakram energetyczny (granitowa skała do wdrapania się i wyciągania rąk w górę dla wchłonięcia energii bijącej z dołu), chałupy budowane specjalnie dla potrzeb filmu „Wiedźmin” (i dla tych potrzeb palone).

Same cudowności paradoksalne

Huśtam się na desce i … Jestem. Szczęśliwa

3.A. Dr Ashkar metoda NIA

21 marca 2010 r.

Dr George E. Ashkar jest fizykiem. Ten prawie osiemdziesięcioletni, spokojnie uśmiechnięty pan siedzi przede mną wyprostowany, emanujący życzliwą godnością, a ja zastanawiam się jak wyglądał i “emanował”, gdy był dwunastoletnim chłopcem. Właśnie tyle lat miał, gdy podjął poważny eksperyment medyczny na swojej mamie. Dwanaście lat.

Pamiętam jak moja córka była w tym wieku. Właśnie wtedy czytałyśmy drugi tom Harrego Pottera, Harry trafił do drugiej klasy Hogwartu. Już wiedział, że jest wyjątkowy, wiedział też jak wiele musi się jeszcze nauczyć. Tak krytykowana książka otwierała mi wtedy oczy na niezwyklość umysłów nastolatków, którzy wierzyli w niewiarygodne. Bystrość obserwacji, wrażliwość dziecka, otwartość na nowe zjawiska i wiedzę. Nie doceniamy naszych nastoletnich dzieci. Skupiamy się na obowiązkach szkolnych, bezpieczeństwie, a umyka nam bycie z nimi i uczenie się od nich tego spontanicznego charakteru tworzenia własnego świata.

George był blisko mamy. Proces odkrycia metody leczenia raka w jego ustach zdaje się taki prosty. Słucha się tej spokojnej opowieści, pozwalając na zbyt swobodne prześlizgiwanie się kolejnych słów. Przypalone mleko na jogurt, obserwacja, zdziwienie, wnioski dotyczące umiejscowienia się smaku spalenizny w mleku i odniesienie podobieństwa do procesów zachodzących z toksynami w ludzkim ciele, pomysł odsysania ich z limfy, konieczność wytworzenia pęcherza, eksperymentowanie z rodzajem nasion. Pierwsze etapy leczenia nieprzyjemne, dodatkowo bolesne przy powtarzanych próbach poszukujących najlepszej, najmniej uciążliwej opcji i wykonywane przez dwunastolatka!!!

A opowieść dr Ashkara jest taka spokojna, aż usypia czujność słuchających, wprowadza wrażenie naturalności, łatwości procesu odkrywczego. Zastanawiające dlaczego wybrał zawód fizyka, nie chciał studiować medycyny. Jeszcze w trzeciej klasie liceum byłam pewna, że będę zdawała na fizykę, to królowa nauk. Wybrałam bardziej twórcze podejście do życia, jednak logika i naukowa odkrywczość fizyki wpisała się w moją strukturę.

Odnalazłam w książce zdjęcie Georga z tamtych czasów. Wyprostowany, choć naturalny, spokojny, szczupły chłopiec patrzy pewnie. Przenoszę się w czasie. Chcę poczuć to, co czuła jego mama słuchając jego rozważań, chcę doświadczyć porwania jego nowym pomysłem, by ulżyć bólowi, który rozsadza moje stawy. Czuję nadzieję i wdzięczność i dumę i gotowa jestem na wszystko, by prowadzić doświadczenia dla tej metody, która zalśniła w głowie kochającego dziecka.

Metoda Absorbcji Neutralnej Infekcji Dr George Ashkara

Uzyskałam zgodę Dr Georga Ashkara na publikację artykułu i zdjęć.

4.A. Certyfikacyjne Kursy Inicjacji Metody NIA

“POKONAJ RAKA RAZ NA ZAWSZE”

Metoda NIA (Neutral Infection Absorption ) opracowana przez armeńskiego fizyka dr Georga Ashkara jest propozycją naturalnego sposobu na uniknięcie śmierci z powodu raka, AIDS oraz np. na pozbycie się artretyzmu, astmy czy reumatoidalnego zapalenia stawów.

Termin: 19-20 października 2010

Miejsce: Warszawa/Milanówek

Patronat: Polski Cech Bioenergoterapeutów oraz NeuroBioTerapeuticum- Grzegorz Halkiew

Prowadzący: Dr George Ashkar i Alex Polanski

Cena 270 zł

Cena szkolenia obejmuje koszty administracyjne, pomocy dydaktycznych (książka dr Ashkara „Pokonać raka raz na zawsze”, DVD merytoryczno-instruktarzowe), materiały aplikacyjne do inicjacji, koszty przyjazdu organizatorów i instruktorów prowadzących kurs, wyżywienie oraz koszty sal szkoleniowych i możliwość noclegu.

Kontakt: Katarzyna Kędzierska 511 366 848 info@harmonizowanie.pl

Plan warsztatów

1 dzień

15.30-16.00 przyjazd uczestników
16.00-17.00 wykład dr Ashkara na temat metody NIA
18.00-19.00 obiado-kolacja
19.30-21.00 zajęcia praktyczne/warsztaty

2 dzień

08.00-09.00 śniadanie
09.15-11.00 zajęcia praktyczne/warsztaty
11.00-12.00 prezentacja filmu
12.00-13.00 lunch
13.30-14.00 wręczenie certyfikatów i zakończenie.

Szkolenie jest skierowane w pierwszym rzędzie do osób potrzebujących pomocy, następnie do naturoterapeutów.
Każdy uczestnik szkolenia chcący uzyskać certyfikat musi zastosować metodę NIA na sobie.
Personel medyczny i paramedyczny otrzyma certyfikat z upoważnieniem do aplikacji metody wszystkim, którzy wyrażą na to zgodę.
Pozostali otrzymają certyfikaty ukończenia kursu z upoważnieniem do promocji metody i edukacji zainteresowanych.

Zgłoszenie uczestnictwa:

Zgłoszenie uczestnictwa można wysłać poprzez poniższy formularz kontaktów- a w odpowiedzi otrzymasz nr. konta bankowego. Wpłata pełnej kwoty 270 zł jest potwierdzeniem wpisania na listę uczestnictwa. Zanim wpłacisz, proszę przemyśl swoją decyzję- wpłaty są bezzwrotne.

Uwaga! Ograniczona ilość miejsc dla osób, które zostały zakwalifikowane.

Informacji telefonicznych udziela pani Katarzyna Kędzierska 511 366 848 Zajrzyj na: Kalendarium Cieciorkowania

Noclegi:

Warunki noclegowe mamy dobre, ale skromne- uczestnicy chcący przenocować na miejscu proszeni są o zabranie karimaty, śpiwora oraz dresu do spania.

lista

Czytaj dalej

5.A. Kalendarium cieciorkowania

Kalendarium powstało dzięki informacjom osób doświadczających metody na sobie

Ważne:

Kuracja trwa co najmniej 6 miesięcy, aż do zupełnie czystych wysięków (3 tygodnie po 6 miesiącach).
– Pić co najmniej 2,5 l wody niegazowanej dziennie
– Ograniczyć pożywienie z konserwantami chemicznymi.
– Wprowadzić relaksację, nacieranie łydki i stawów (skokowego i kolanowego) kremem.
– Wykonywać ćwiczenia gimnastyczne pobudzające przepływ limfy.
– Przy osobach leżących konieczny masaż limfatyczny.

1 dzień – 22.03.2010 Założenie pierścienia z czosnkiem na łydkę. Wybór miejsca na łydce, przy praworęcznych – lewa łydka powyżej mięśnia, lekko z tyłu. Uderzeniu palcem w wybrane miejsce chroni przed założeniem pierścienia w miejscu szczególnie unerwionym. Czosnek pozostaje na nodze od godz 20.00 do rana. Tworzy się bąbel z osoczem. Szczypie i piecze, niezbyt przyjemnie.

Grzegorz – Możliwe jest zakładanie pierścienia w godzinach porannych. W takim przypadku pozostawiamy na działanie czosnku 7-8 godzin, wieczorem zakładamy pierwszy opatrunek z nasionkiem. Wystarczy niewielka powierzchnia “sparzenia” ok 1 cm². Skórkę zdjąć pensetą. Przyłożyć nasionko zalążkiem korzenia na zewnątrz i dosyć mocno zabandażować.

2 dzień – 23.03.2010 Założenie pierwszej cieciorki. Przyciśnięta do miejsca zaczerwienienia. Zawsze pojawia się wątpliwość, czy nasionko nie przesunie się. Jednak trzyma się dzielnie nawet, gdy dzień mamy bardzo aktywny. Powoli cieciorka mości sobie zagłębienie w nodze. W ciągu następnych dni niewielka wydzielina – osocze. Nieznaczna uciążliwość, prawie brak bolesności, jedynie przy zmianie opatrunków- szczypanie. Od rana boli mnie głowa, może z powodu niewystarczającej ilości snu (nocna podróż i tej nocy gadanie do późna), a może z powodu czosnku.

G. “Opatrunek dobrze się trzymał, groch napęczniał, a wacik zwilgotniał w dużym obszarze- znaczy, że wysięk jest Obrzeża są podczerwienione, ale bezbolesne. W ciągu dnia i w nocy występował delikatny ból, raczej informujący niż skarżący się na dolegliwość.”

3 dzień Opatrunki: 23 i 24.03. zmiana raz na dobę

4 dzień – Zmiana opatrunku dwa razy na dobę i tak będę kontynuować.

G: “Ranka jest zaróżowiona wokoło dziurki i ma lekki obrzęk, wysięk był niewielki pomimo tego, że dziurka na kapustę duża (mam wrażenie, że kapusta może wpływać na obrzęk i siłę wysięku, ale jeszcze moje obserwacje tego nie potwierdziły). Bólu nie odczuwam, może dlatego że ranka jest na razie tylko na 3mm głęboka i nie jest w środku w pełni czerwona- połowę stanowi nadal biała warstwa hmm, tłuszczyku”? – To chyba nie tłuszczyk, miałam coś takiego, na jednej z wewnętrznych ścianek wgłębienia ranki. Po dwóch dniach zaczęło się unosić jak kożuszek razem z wyciąganym ziarenkiem. Gdy to wzięłam przez ligninę w palce- udało się wyciągnąć i lekko zakrwawiła ranka w tym miejscu. Mam wrażenie, że to forma rozmoczonego strupka, który chce się utworzyć, a nie może.

5 dzień – 26.03.2010 Bolesność ścięgien podkolanowych. Wymasowałam kolano i łydkę ponad raną. Bolesność ścięgien i wrażenie ciągnięcia ustąpiło. Czerwona, nabrzmiała “oponka” wokół ranki, wielkością odpowiadająca pierścieniowi z czosnkiem. Schodzi skóra wokół oponki. Wygląda fatalnie i wysięk jest z krwią.

11 dzień – 1.04.2010 Zaczyna się ropienie i bolesność. Pachnie smrodliwie. W ciągu dnia miałam podwyższoną temperaturę, ale też brak termometru, by to potwierdzić.

G: “minęło 10 dni od założenia cieciorki. Po wcześniejszym optymistycznym opisie czas na inne. Wczoraj wieczorem, gdy zdjąłem opatrunek zauważyłem, że ranka brzydko pachnie zgnilizną. Nie podobało mi się to- sprawdzałem, czy to przypadkiem nie z kapusty, ale nie wykazywała żadnych oznak zepsucia, a wysięk był duży, więc pewnie coś działo się z wysiękiem. Zdezynfekowałem również ranę, … i założyłem opatrunek. Dziś zapachu nieprzyjemnego już nie było, ale oprócz ropy była też krew.”

– Taki stan z brzydkim zapachem powtarza się co jakiś czas. W sumie to przecież o to chodzi, żeby ropa i krew się czasem wydzielały, żeby wysięki były spore. U mnie były małe i dopiero jazda na rowerze spowodowała, że stały się obfitsze i pomieszane z krwią, ale w efekcie tego dno ranki się rozjaśniło, przestała być taka straszna- czarna. Nie martw się tym stanem, minie. Nie trzeba też dezynfekować samej ranki, wystarczy dookoła. Jeśli niepokoi Ciebie ten stan to zmieniaj opatrunek jeszcze dodatkowo w ciągu dnia. Z tego, co mówił dr Ashkar, nie ma możliwości zakażenia ranki przy ustalonym sposobie zmian opatrunków, gdyż ruch limfy jest skierowany na zewnątrz, pobudzony dodatkowo pęczniejącym/chłonącym nasionkiem. A, że zdarzają się brzydkie wysięki, to świadczy o tym, że metoda działa, ma z czego oczyszczać organizm. Gdy oczyszczanie się zakończy, będą się utrzymywały klarowne/czyste wysięki. Jak to będzie trwało 3 tygodnie- można zamykać rankę. Przez pół roku jednak cyklicznie będzie się smrodliwość krwawiąca i niepodobająca się powtarzać.

12 dzień – 2.04.2010 Zmniejszam wielkość okienka na kapustę, by ograniczyć podrażnienie skory wokół ranki. Masuję kremem Bambino wokół rany , całą łydkę, staw skokowy i kolanowy. Od tej pory za każdym razem przy zmianie opatrunku. Stosuję zasady masażu limfatycznego. Zastępuję plaster cienką taśmą klejącą, zgodnie z sugestią jednej z “Cieciorkowiczek”. Znów wrażenie podwyższenia temperatury i znów nie zabrałam do pracy termometru.

13 dzień – 3.04.2010 Trudno wyciągnąć cieciorkę, bolesność i krwawienie, aż mi słabo. Bolesność utrzymuje się nawet w nocy. Jednak nie przyjmuję jeszcze leków przeciwbólowych. Wprowadzam zmienienie opatrunków trzy razy ma dobę, wypada co 8 godzin +/- 1 godzina. Utrzymuję mniejsze okienko dla kapusty i masowanie kremem wokół rany. To jest najtrudniejszy moment dla osób młodszych, aktywnych fizycznie.

A: “Do poniedziałku (K: 8 dzień) było wszystko jak należy. Po zmianie trochę szczypało, ale po chwili już było dobrze. Pod wieczór pojechałam na mój cotygodniowy trening. Ćwiczenia rozciągające, potem flamencowe, no i w końcu stepy. Wróciłam do domu, wymieniałam przed spaniem opatrunek. Rana bardzo krwawiła i zaczęła bardzo boleć. Mimo to założyłam cieciorkę i miałam nadzieję, że następnego dnia będzie lepiej. A tu limfy mało, za to krwi sporo. Bolało mnie cały wtorek. W środę (K: 10 dzień) już krew i limfa, ale wokół rany bolało i aż do kolana coś tam w środku ciągnęło i bolało ciągle, ból promieniował do kolana. W końcu o trzeciej w nocy wgramoliłam się do wanny, opatrunek się odmoczył i potem założyłam kanapkę- bez cieciorki. Spasowałam. Teraz obserwuję jak rana się zasklepia. Ciągle jeszcze boli i swędzi. Ale mogę wyprostować nogę. Wierz mi, ogromna to dla mnie ulga. Tak sobie myślę, że za jakiś czas zrobię kolejne podejście do cieciorki.”

Grzegorz: “Wieczorem wysięk z ranki zalał się krwią a wokół pojawiły się jakieś skrzepy, farfocle. Ledwo wycisnąłem cieciorkę, tak mocno siedziała w rance. Bolało mnie. Obrzęk wokół zrobił się duży i twardy. Po zmianie opatrunku ból utrzymywał się do rana i dopiero teraz zrozumiałem, po co w niezbędniku są proszki przeciwbólowe. Tak, jak wcześniej aby poczuć rankę, musiałem nacisnąć palcem na cieciorkę, tak dzisiaj w nocy czułem cały czas jej obecność w ranie. Były to chwile zwątpienia. wiedziałem, że stan nie jest dobry, ale wiedziałem też, że gdybym z tym poszedł do lekarza, to nie znalazłbym zrozumienia- w bólu by nie pomógł, a dodatkowo potraktował jak wariata. Te chwile to moment zawierzenia- że będzie dobrze. O godz piątej ból był duży, więc zmieniłem opatrunek przechodząc na trzyzmianowy. Był duży wysięk, była krew…. ale po zmianie opatrunku i cieciorki ból zmalał. Przestałem odczuwać jej nacisk na ranę, odczuwałem tylko obrzęk. O 13:00 zmieniłem opatrunek ponownie. Jest wysięk, jest krew,.. ale ból mniejszy. Teraz nie odczuwam nawet obrzęku, ale on jest- duży i twardy. W zasadzie jedyne co odczuwam, to lekki dotyk bandażu i czasami lekkie ćmienie w nodze- raczej dochodzące z nieokreślonego miejsca. Rankę mam już głęboką co najmniej na 5 mm i cieciorka chowa się cała. Nadal nie używam plastra i jest mi z tym o dużo lepiej, skóra nie jest podrażniana. Zawijam bandaż delikatnie i być może to powoduje, że nie odczuwam rany. Z pełnią wiary czekam na poprawę i oczyszczenie.”

– Jeśli nie można wyciągnąć cieciorki, zmień tylko opatrunek i pozostaw ją w rance do następnej zmiany opatrunku. Wtedy otoczy się wysiękiem i sama się wysunie. Nie wyciągaj jej na siłę, niepotrzebnie wtedy dużo krwawi. Ja się z tym nie spotkałam, ale A. pisał, że miał taki przypadek i Alex poradził zostawiać nasionko nawet do 48 godzin. Pamiętaj jednak o zakładaniu nasionka zalążkiem korzenia na zewnątrz. Przy dłuższym siedzeniu nasionka to może okazać się ważne.

14 dzień G: “ ja stawiam na wyciąganie cieciorki zawsze, gdy boli. Po każdej wymianie odczuwam ulgę. Przy wyciąganiu pomagają naciski wokoło ranki,… i długi paznokieć moja ranka ciągle jest ciemno czerwona i krwawi. Nie boli tylko po wymianie opatrunku, więc od wczoraj zmieniam co 4-6 godzin… ta metoda szybkich zmian pozwala mi pozbyć się bólu. Cieciorka przez 4 godziny nadąża napęcznieć, ale nie nadąża przywrzeć mocno do ścianek, więc nie ma efektu wyrywania jej z ranki. Zauważyłem też, że im luźniej założony bandaż, tym lepiej.”

15 dzień – 5.04.2010 wszystko minęło, ranka przestała krwawić i boleć przy zmianie opatrunku. Pierwszy raz napęczniała cieciorka jest całkowicie skryta w rance. Taka wielkość zagłębienia powinna się utrzymać do końca kuracji. Pozostało krótkotrwałe szczypanie (5 minut) po zmianie opatrunku. Wydobywające się osocze dobrze nawilża rankę pomimo zmniejszonego okienka. Wygląd skóry dookoła poprawił się. Obszar zaczerwienienia zmniejszył się o około 2 mm średnicy. Utrzymuję masaże stawów skokowego, kolanowego i całej łydki oraz 3 zmiany opatrunku na dobę. Wybrałam najmniejsze cieciorki z dwóch opakowań zakupionych w sklepie ze zdrową żywnością. Są zdecydowanie mniejsze niż te z marketu, napęczniałe uzyskują wielkość tych marketowych. Daje to możliwość utrzymania relatywnie małej ranki.

A i J: “Oboje z żoną do dziś stosujemy cieciorkę, też uprawiamy gimnastykę przy myciu, bo nie mamy jeszcze opaski specjalnej, jest trochę kłopot przy wyjmowaniu cieciorki, bo szczególnie u mnie (zwłaszcza w nocy) przysycha i trudno ją wyjąć. Jeszcze za wcześnie mówić o poprawie, ale żona mówi, że ją mniej kolano boli, a ja czuję się bardziej spokojny. Myślę ze kolejne tygodnie przeniosą jeszcze więcej pozytywów.”

17 dzień – 7.04.2010r. Ranka przybrała kształt napęczniałej cieciorki. Nawet ładnie wygląda, jeśli można się tak wyrazić 🙂 Dbam o to, by za każdym razem wkładać nasionko tak samo. Korzonkiem do góry- ułatwia to jego wysuwanie po napęcznieniu. Zależy mi też na utrzymaniu jak najmniejszej ranki. Do tej pory masaż kremem wykonywałam przed zmianą opatrunku, siłą rzeczy omijając miejsce pod bandażem z zewnętrznej strony łydki.
tam właśnie skóra zaczęła się łuszczyć. Zmieniam taktykę: odsłaniam rankę, wyciągam nasionko, dezynfekuję wokół,
masuję od palców stóp do kolana nanosząc krem też wokół ranki, a ona sobie oddycha w tym czasie )) zakładam nasionko itd. Od początku dokumentuję kurację fotograficznie.

19 dzień – 9.04.2010 – zmniejszam wielkość opatrunku o połowę. Przy zmianie trzy razy na dobę to wystarczy, by wchłonąć wysięki Cel- modernizacja opatrunku, by w lecie móc chodzić w spódniczce Szukam sposobu na rezygnację z bandaża. Przy zachowaniu ucisku rajstopy powinien wystarczyć mniejszy opatrunek
przykryty jakimś maskującym materiałem.

24 dzień – 14.04.2010 – stan jest stabilny, wysięki niewielkie, czasem pojawia się odrobina krwi. Niewielka uciążliwość, pomimo wzmożonej aktywności, zapracowania. Cieciorka wysuwa się z łatwością po ugnieceniu okolic ranki, brak bolesności, Czasem swędzenie.

A i J: “Dzień dobry Katarzyno
Dziękujemy za szczegółowe opisy cieciorkowania, bardzo nam się przydały szczególnie kremowanie wokół ranki i masaż limfatyczny w górę serca. U mej żony w ostatnim czasie zmniejszenie wydzieliny z ranki i jej wygląd całkiem przyzwoity czasem ją lekko boli, ale nie zamierza przerwać. U mnie wydzielina od początku była mała, ale cieciorka bez większych problemów wychodziła ostatnio było jeszcze mniej wydzieliny i wyjmując cieciorkę wieczorem właściwie ja wyrwałem, co było bolesne i poleciała krew na podłogę z 10 kropli włożyłem kolejną i już w ogóle nie mogłem jej wyjąć -zadzwoniłem do Alexa Polansiego co robić on mi powiedział, że nigdy cieciorki nie wolno wyciągać na siłę trzeba po prostu poczekać dłużej az zrobi sie większa wydzielina (24godz. a nawet 36 godz) i cieciorka wtedy wyjdzie bez wyrywania i uszkadzania naczyń krwionośnych i ja poczekałem 24 godz. i faktycznie pomimo nocnego bólu i pogorszenia się wyglądu i nieciekawego zapachu ranki rano cieciorka wyszła bez problemu i od tej pory przyjąłem system 24 godzinny wymiany cieciorki, ale kanapkę wymieniam rano i wieczorem i mimo tych trudności nie zamierzam zrezygnować.”
30 dzień – 20.04.2010 Zmiana opatrunku rano i wieczorem, wyjątkowo bez masażu. Nasionko z łatwością wychodzi, wokół ranki utrzymuje się zaczerwienienie i tkanka jest twardsza.

31 dzień – 21.04.2010 Zmiana dwa razy na dobę, masaż kremem tylko wieczorem

32 dzień – Uciążliwa praca przy porządkowaniu strychu. Rana zaczyna boleć. Dwie zmiany opatrunku bez masażu.

34 dzień – 24.04.2010 Warsztaty tai chi – 6 godzinny trening. Rana i ścięgno kolanowe boli wyraźnie, pojawiło się krwawienie i biały nalot na jednej z wewnętrznych ścianek. Obrzęk wokół ranki stwardniał i pojawił się dodatkowy obrzęk od góry ranki – czerwone szkliste ciało. Wieczorem dokładnie rozmasowałam całą nogę.

35 dzień – 25.04.2010 Dzięki masażom bolesność ścięgien ustąpiła, krwawy wysięk, nieco obfitszy niż zazwyczaj.

36 dzień – 26.04.2010 Zaczynam sezon rowerowy. 10 km rano i 10 po pracy. Ciekawe jak zareaguje limfa Trasę pokonałam bezboleśnie, chociaż z wysiłkiem bo kondycja słabsza po zimie.
40 dzień – jazda na rowerze spowodowała, że stały się obfitsze i pomieszane z krwią, ale w efekcie tego dno ranki się rozjaśniło, przestała być taka straszna-czarna. Moja ranka jest spokojna i różowa w środku, ale obrzęk wokół jest twardy i z jednej strony zrobiła się taka wypchnięta, miękka, czerwona oponka. Pewnie będą kłopoty ze zblednięciem blizny, ale to się okaże. Wysięki są średnie i nieco ropne, czasem zabarwione krwią, ale to śladowo. Tak sobie myślę, że może jazda na rowerze, nawet takim treningowym/stacjonarnym poprzez jednostajny naprzemienny nacisk stóp na pedały pobudza przepływ limfy i przyspiesza oczyszczanie się krwi.

45 dzień
Z: “Pani Kasiu,dziękuję za przesłane informacje. Z żoną dalej prowadzimy kurację. Ostatnio zauważyłem że noga poniżej aplikacji cieciorki, wraz ze stopą jest opuchnięta. Cieciorka powiększając się cała chowa się w dołku który się zrobił. Przez parę dni wymieniałem cieciorkę trzy razy w ciągu doby, z powodu bólu. Teraz wszystko jest w normie, wymieniam cieciorkę dwa razy na dobę. Do tej pory stosowanie cieciorki nie jest uciążliwe.”
50 dzień – ranka odzywa się w ciągu dnia krótkotrwałymi kłuciami, wysięk zrobił się mazisty zabarwiony krwią. W tym tygodniu zapowiadają się trzy dni rowerowe, może to pobudzi przepływ limfy.

57 dzień – 17 maja 2010 Cały dzień utrzymuje się lekka bolesność, jakby kłucie. Po intensywnej pracy przy masażach, przy wieczornej zmianie opatrunku zauważyłam rozstąpienie się skóry przy rance z jednej strony. Nie wygląda to ładnie. Ostatnio zaniedbywałam kremowanie wokół ranki i to może jest tego skutek. Wysięk niewielki, ale nadal mazisty. Obrzęk wokół zciemniał i ranka stała się tkliwa.

87 dzień – 16 czerwca 2010r. Od wielu dni stan ranki jest stabilny. Utrzymuje się czerwona otoczka wokół, jak stan zapalny, który dokładnie oczyszczam wacikiem ze spirytusem i kremuję Bambino. Skóra tutaj często się łuszczy i czasem swędzi. Dno ranki utrzymuje jasno czerwony kolor. Wysięki są teraz niewielkie, zawet gdy jeżdżę rowerem, ale maziste, o dziwnym „zapachu”. Zmieniam opatrunki dwa razy na dobę, nasionko wysuwa się z łatwością. W zasadzie metoda nie sprawia mi żadnych uciążliwości, ani dolegliwości i, gdyby nie mycie się rano i wieczorem, to pewnie zapominałabym o zmianie opatrunku.

100 dzień – 29 czerwca 2010 r. Stan stabilny, bezbolesny, wysięki znikome, zmieniam opatrunki raz na dobę i zupełnie nie czuję ranki. Czyżbym miała kończyć kurację?

120 dzień – 19 lipca  Czwarty miesiąc stosowania kuracji dobiega końca.

150 dzień – 18 sierpnia Nieustający napór nasionka na dolną ściankę wgłębienia, pomimo mojej dbałości o zakładanie plastra tuż poniżej otworu z kapustą, powodował wydłużenie się czerwonej otoczki wokół ranki i obsuwanie się jej w dół. Od góry stworzył się jakby „zalążek” późniejszej blizny. Widziałam bliznę na nodze dr Ashkara. Ma ponad 10 cm długości. Spowodowało ją obsuwanie się nasionka w rance coraz niżej i niżej. W ciągu tych wielu miesięcy wyżłobiło sobie rynienkę w ciele, która zabliźniała się powyżej. Nie bardzo mi się to podoba. Po zakończonej kuracji chcę mieć ślad wielkości szczepionki, a nie blizny pooperacyjnej.

155 dzień – 23 sierpnia   Eksperyment p. Grzegorza: (dla tej ranki jest to 125 dzień). Ranka  przesunęła się 2 cm w dół w porównaniu z miejscem pierwotnego założenia czosnku. Od góry widoczne było zaczerwienione miejsce „żywego” ciała, część oponki jeszcze nie pokrytej naskórkiem. Przy zmianie opatrunku Grzegorz przycisnął nową cieciorkę do tego właśnie miejsca. Rozszerzył w opatrunku wycięty otwór, tak, by powierzchnia liścia kapusty obejmowała rankę, która pozostała teraz pusta. Tak jak na początku stosowania metody – nasionko zostało przyciśnięte opatrunkiem do miejsca podrażnionego na skórze, gdzie nie było naskórka. Cel eksperymentu: podniesienie ranki w miejsce pierwotne i uniknięcie rozciągniętej blizny w przyszłości.

156 dzień – 24 sierpnia  G: zjawisko dające wiele do myślenia. Nasionko zagłębiło się z łatwością w nowe miejsce. Dawna ranka jakby wypchęła się od środka, nie ma żadnego wgłębienia, brak wysięków z tego miejsca. Powierzchnia skóry jest zaczerwieniona i błyszcząca, jak poprzednio miejsce ponad ranką, w którym teraz nasionko wymościło sobie nową dziurkę. Snujemy rozważania na temat cudu działania powięzi w ludzkim ciele.

170 dzień –  7 września  Wykonałam podobny ekseryment na swojej nodze. Wgłębienie przeniosło się w ciągu jednej doby i jest równie głębokie jak poprzednie. Ciało zachowuje się tak, jakby dostalo nowy impuls. Wysięki stały się obfite i ropne, z nieprzyjemnym zapachem. Organizm oczyszcza się w przyspieszonym tempie. Dzięki eksperymentowi metoda nie zdaje się już taka nudna. Wysięki obfite, pojawiająca się bolesność, zupełnie jak na początku stosowania. Czuję się dobrze, moje zbyt niskie ciśnienie wyregulowało się, potrzebuję coraz mniej snu, co się bardzo przydaje, bo moje życie nabrało dynamizmu i czas stał się na wagę złota. Wypełnia mnie radość życia, a do głowy przychodzą świetne pomysły. Ustąpił ból stawów, przestały strzelać kolana przy schodzeniu ze schodów

Przy kończeniu kuracji trzeba zwrócić uwagę na utrzymywanie opatrunków przez kilka dni, ja robiłam opatrunki z kapusty jeszcze przez dwa dni. Widziałam jak ranka po prostu wypchnęła się – potwierdzając nasze wcześniejsze obserwacje – odkrycie Grzegorza, że nie jest to żadna ranka, a jesdynie wgłębienie/wgniecenie w skórze, z której zdjęto zewnętrzną warstwę naskórka poprzez „sparzenie” sokiem czosnkowym. Pozostał mało estetyczny ślad częściowo ciemniejszy, a częściowo jaśniejszy niż otaczająca go skóra. Mamy nadzieję, że ślad zblednie i będzie taki jak na ramieniu po szczepionce.  

Dziękuję Państwu za wszelkie informacje i telefony do mnie. Dziękuję Grzegorzowi za inspirację mojego wyjazdu na spotkanie z tak niezwykłą osobą jaką jest Dr Ashkar, oraz za organizację spotkań/szkoleń metody NIA w jego podwarszawskich ośrodkach. Przede wszystkim jednak dziękuję za towarzyszenie mi w czasie cieciorkowania, testowanie metody na sobie i twórcze eksperymenty na sobie samym. Dziękuję Grzegorzu 🙂 

 Przypominam, by zwiększyć skuteczność metody trzeba zadbać o ruch limfy: pić dużo wody, gimnastykować się i masować kończyny – zgodnie z zasadami masażu limfatycznego.

Życzymy dużo zdrowia

Katarzyna i Grzegorz

 

6.A. Niezbędnik cieciorkowicza

NIEZBĘDNIK CIECIORKOWICZA

Przy codziennym stosowaniu metody NIA dobrze mieć przy sobie opakowanie o zawartości:
– nasiona ciecierzycy (kupić można w markecie lub z sklepie ze zdrową żywnością),
– plaster do opatrunków (papierowy wąski), bądź taśma klejąca (szkolna/biurowa),
– chusteczki higieniczne (białe, bezzapachowe)
– nożyczki (wystarczą małe do papieru),
– spirytus (jak najmniejsze opakowanie),
– płatki do demakijażu (kilka sztuk),
– bandaż elastyczny szerokości 8-10 cm z zapinką,
– kawałki liścia kapusty ok. 6×9 cm (bez najgrubszej części nerwu głównego liścia),
– krem (np. ochronny dla dzieci Bambino),
– tabletki przeciwbólowe (jak są pod ręką okazują się niepotrzebne).

Komentarze, artykuły – metoda NIA

Cieciorka zamiast chemioterapii? – „Nowiny Jeleniogórskie”

„Jest lekarstwo na raka” – mówi doktor fizyki George Ashkar w swojej książce, której tłumaczenie na język polski ma się ukazać we wrześniu. Polskie wydanie książki firmować ma „Jelenia Struga” w Kowarach. George Ashkar w minionym tygodniu w „Jeleniej Strudze” mówił o autorskiej metodzie walki z rakiem. Za propagowanie tej metody w Stanach Zjednoczonych był karany. „Nie leczę, tylko edukuję ludzi, metoda nie ma żadnych skutków ubocznych” – tłumaczył w Kowarach fizyk z Nowego Jorku, absolwent Uniwersytetu Łomonosowa w Moskwie, urodzony w Libanie.

Zaczęło się od…przypalonego jogurtu

W 1936 roku wujek George’a Ashkara w ciągu zaledwie kilku dni umarł na raka żołądka w szpitalu klinicznym amerykańskiego uniwersytetu w Bejrucie. Mały George boleśnie to przeżył.

W 1943 roku George miał 12 lat. Do jego obowiązków domowych należało codzienne przygotowanie jogurtu. Pewnego dnia mały George tak się spieszył do kolegów, że przypalił mleko potrzebne do produkcji jogurtu. Spróbował: jogurt nie nadawał się do jedzenia. Zostawił jogurt na piecu. Po kilku godzinach mama spytała, w jaki sposób udało mu się zrobić tak cudowny jogurt. George nie wierzył: zebrany z góry jogurt był wyśmienity, wszystkie „śmieci chemiczne” zebrały się w wodzie, która została na dnie. George miał zacięcie fizyka – zaczął eksperymentować, zasady fizyki przenosząc na organizm człowieka i walkę z chorobami cywilizacji.

Opór w Nowym Jorku

Dziś George Ashkar ma 78 lat. Pół krwi Arab, pół krwi Armeńczyk, absolwent Uniwersytetu Łomonosowa w Moskwie, od wielu lat mieszka w Nowym Jorku. Swoją autorską metodą oczyszczania organizmu ze związków rakotwórczych próbował zainteresować lekarzy, kongresmenów. Bez skutku. „Lobby farmaceutyczne nie dopuści do głosu prostą i tanią metodę leczenia” – uważa fizyk. Metodę wchłaniania naturalnej infekcji – tak ją bowiem nazwał – pokazywał chorym na raka w Armenii i Stanach. W 1986 roku za tę praktykę stanął w Nowym Jorku przed sądem.

-Nie mam dowodów oprócz maili od osób, którym ta metoda pomogła w walce z rakiem. Zastosowało ją około 400 osób, z tego tylko osiem osób przegrało walkę – powiedział podczas wykładu w Kowarach George Ashkar – Ja jestem najlepszym przykładem. Miałem raka trzustki, wyzdrowiałem.

Po raz pierwszy zastosował metodę na sobie – profilaktycznie – w 1985 roku. Kiedy w 2003 roku zachorował i lekarze postawili diagnozę – nowotwór trzustki – poddał się zabiegowi chirurgicznemu.

Po operacji żona mu powiedziała o złych rokowaniach lekarzy.

-Nie jestem do odstrzału, bo nie mam kasy na „piórnik” (trumnę), nie umrę – powiedział George Ashkar. Zrezygnował z proponowanej mu przez onkologów chemioterapii – której jest przeciwnikiem. Przez kilka miesięcy po operacji oczyszczał organizm swoją autorską metodą. Walkę z rakiem, jak widzimy, wygrał.

Usunąć kancerogeny

„Rak jest wywoływany przez związki chemiczne, kumulowane przez lata w organizmie kancerogeny, komórki rakowe są skutkiem a nie przyczyną” – uważa George Ashkar.

Kancerogeny do krwi dostają się, między innymi, z pokarmem – przedstawiał na wykładzie w Kowarach George Ashkar – to, wszelkie pestycydy, konserwanty, środki ochrony roślin itp. Kancerogeny pozwalają na chemiczne połączenie się ze zdrową komórką „promotorów” czyli strzępów komórek „rozerwanych” na skutek silnych traumatycznych przeżyć, stresów, obaw, pozostawania długo w sytuacjach beznadziejnych”. Medycyna akademicka określa takie sytuacje, stresem oksydacyjnym i zalicza go do grupy najważniejszych czynników chorobotwórczych. Tak powstają komórki rakowe – mówił George Ashkar. Jego zdaniem najważniejsze jest, ile kancerogenów „zjadamy” w pożywieniu. Dopiero, jednak ich kumulacja w organizmie stanowi zagrożenie, dobre podłoże dla raka.

W 1950 roku potrzebowaliśmy 40-50 lat do kumulacji kancerogenów w organizmie, w 1990 roku – już tylko od 10 do 15 lat. Oddaje to skalę wzrostu skażenia środowiska, w którym obecnie żyjemy.

– W profilaktyce i leczeniu raka najważniejsze to fizycznie wyeliminować z organizmu kancerogeny – uważa fizyk z Nowego Jorku. Sama interwencja chirurgiczna w przypadku choroby nowotworowej (której jest umiarkowanym zwolennikiem) do końca nie powstrzyma nawrotu nowotworu, jeżeli nadal w organizmie są skumulowane kancerogeny. Dlatego również fizyk nie jest zwolennikiem chemio i radioterapii, które – według niego „zabijają komórki rakowe”, ale jeszcze więcej komórek zdrowych, nie eliminują one wcale kancerogenów, chemio i radioterapia sama w sobie może być rakotwórcza, o tym wie przeciętny lekarz. Nie usunięte z ustroju kancerogeny, zasilone dodatkowo chemio i radioterapią mogą w szybkim tempie naprodukować nowe komórki rakowe, stąd niemal regułą są wznowy choroby nowotworowej.

Wybór – zaznacza – należy do pacjenta. Chemio czy radioterapia bowiem nie przekreślają zupełnie – a jedynie spowalniają – oczyszczanie organizmu z kancerogenów według jego, prostej i praktycznie bez ryzyka, metody.

Orężem czosnek i cieciorka

Metodą prób i błędów George Ashkar opracował metodę eliminowania kancerogenów z organizmu. Proponuje na nodze (poniżej kolana) na noc przyłożyć rozdrobniony czosnek (najlepiej w obrębie pierścionka) i zakleić plastrem. Kiedy zrobi się bąbel, należy go przeciąć i na taką „sączącą się ranę” dać… cieciorkę (ciecierzycę). Na wierzch w podwójnie złożonej ściereczce z wyciętym kołem z jednej strony przykładać liść kapusty (aby rana nie wysychała). Zabandażować ranę. Dwa razy dziennie przez dwa miesiące trzeba wymieniać cieciorkę (która pęczniejąc zbiera wraz z limfą kancerogeny), ranę wokół dezynfekować. Każdy jest w stanie własnoręcznie przeprowadzić taką kurację oczyszczającą.

Instruktażowy filmik można sobie oglądnąć wpisują w Google hasło ”metoda nia” lub w YouTube „lekarstwo na raka”

– Organizm jest mądry, jeżeli da się mu możliwość, otwierając krwiobieg, sam pozbędzie się kancerogenów – mówił George Ashkar, pokazując na nodze zabliźnioną ranę – po dwóch miesiącach w ten sposób krew zostaje oczyszczona, przez kolejnych sześć miesięcy (czasem dłużej) oczyszcza się cały organizm.

Jelenia Struga” centrum inicjacji

„Jelenia Struga” w Kowarach, która łączy nowoczesne spa z naturalnymi metodami prozdrowotnymi, zamierza propagować metodę oczyszczania organizmu według Georga Ashkara. Dlatego nawiązała z nim współpracę i zaprosiła do Polski.

– Przymierzamy się do warsztatów, które będą uczyły pacjentów tej metody, chcemy wydać książkę Ashkara w języku polskim, zaprosić go ponownie do Polski – wypowiedział się dyrektor „Jeleniej Strugi”.

George Ashkar o swojej metodzie walki z rakiem opowiadał także na warsztatach w Polanicy, gdzie lekarz Jan Pokrywka, prowadził w dniach 1 – 3 maja swoje ciekawe warsztaty „Akademii Długowieczności”.

– Metoda Pana Ashkara koresponduje z innymi naturalnymi metodami, jest skuteczniejsza w tym fizycznie oczyszczającym aspekcie niż akupunktura, czy akupresura, efektywniej bowiem, jego zdaniem, może oczyścić organizm z kancerogenów – uważa dr Jan Pokrywka.

Metody oczyszczające organizm nie są również obce współczesnej onkologii, co widzimy przy podawaniu litrów płynów fizjologicznych w czasie podawania „chemii”

Lekarz medycyny Jan Pokrywka komentuje to tak.

W wypadku poważnego zastoju energii CZI i płynów tkankowych w określonym miejscu organizmu, co może manifestować się guzami różnego pochodzenia, oprócz prób poruszenia samej energii, z pomocą odpowiednich nakłuć punktów akupunkturowych, stosuje się również i inne metody oddziaływań leczniczych.

Należą do nich uciski, masaże, drenaż limfatyczny, ogrzewania, przypiekania, czyli MOXA, z wywołaniem oparzenia pierwszego, drugiego i trzeciego stopnia, jak również wywoływanie skrwawień z pomocą tak zwanego trójgrańca oraz jeszcze inne modyfikacje tych sposobów. We współczesnej medycynie, echem takiego postępowania jest maść ichtiolowa stosowana z powodzeniem do dzisiaj.

Metoda (NIA) przypomina do złudzenia starożytne chińskie praktyki wywoływania wrzodów, sączących się oparzeń i ropy na ciele chorego. Starożytni lekarze akupunkturzyści zajmowali się również tego typu praktykami.

Jeszcze nie tak dawno, niemal współcześni nam lekarze europejscy wykonywali terapeutyczne podskórne wstrzyknięcia mleka, bądź krwi, by uzyskać ropiejącą ranę. Uważano, że wydobywająca się ropa doprowadza do wyzdrowienia.

Zauważmy, że przy chorobie nowotworowej niemal nie obserwujemy odczynów ropnych.

Zachorowania z tworzącymi się guzami nowotworowymi, jak i innymi guzami nienowotworowymi, wymagają poruszenia nie tylko samej energii CHI, ale i większej ilości substancji, czyli płynu tkankowego.

W takiej sytuacji akupunkturzyści wykonywali wtedy całą serię zabiegów „MOXA” wywołując małe surowicze pęcherze oparzeniowe, tak iż niektórzy pacjenci byli potem cali w bliznach pooparzeniowych po wielokrotnie powtarzanych zabiegach.

Niezależnie, ponownie odkryta, i sugestywnie opisywana, a przede wszystkim, z powodzeniem wypraktykowana, przez Pana Georga Ashkara, sprytna technika (NIA), drenowania, wywołanego terapeutycznie i odpowiednio zlokalizowanego, oparzenia drugiego stopnia, (oparzenia wywołanego za pomocą miazgi czosnku), jest techniką, która wpisuje się tę odwieczną praktykę, holistycznej medycyny.

Wielomiesięczny drenaż tej oparzeniowej rany, jest utrzymany za pomocą przykładanych nasion ciecierzycy (cieciorki), okładanej liściem kapusty, dla niedopuszczenia do wyschnięcia i przedwczesnego zagojenia się tej terapeutycznej rany.

Metoda Wchłaniania Naturalnej Infekcji (NIA) jest terapią całkowicie akceptowalną przez współczesnego pacjenta z uwagi na:

– bezbolesność w porównaniu z metodami starożytnymi – MOXA jest bolesna,

– niski koszt ograniczający się w zasadzie do ziaren cieciorki (odmiana grochu), kawałka liścia kapusty oraz bandaży,

– niewielką uciążliwość terapii, która wymaga mniej niż pięć minut dziennie przy zmianie opatrunku,

– efekt kosmetyczny ograniczony do miejsca na podudziu, które łatwo ukryć pod odzieżą,

– imponującą efektywność drenażową metody.

Pobieżne tylko wyliczenie, wskazywałoby, na wymianę w ten sposób nawet do 5 litrów płynu tkankowego przy rocznej procedurze (NIA). Przypomnę, że całkowita ilość płynu tkankowego u typowego mężczyzny o ciężarze ciała 70 kilogramów wynosi około 15 litrów.

Metoda ta nie jest może elegancka, i prawdopodobnie dlatego, również zabiegi „MOXA”, oraz pochodne od niej, jak metoda (NIA), nie cieszą się w obecnych czasach dużą popularnością, zarówno wśród lekarzy, jak i wśród pacjentów.

Jednak opisywana przez Pana Ashkara skuteczność, powinna wzbudzić większe zainteresowanie wśród osób zagrożonych nowotworem, a w szczególności osób, z aktywną chorobą nowotworową, oraz pobudzić lekarzy ją obserwujących, do wyciągania wniosków wypływających z praktycznych rezultatów, a nie uprzedzeń i fałszywych wyobrażeń, zwłaszcza wyobrażeń estetycznych.

Teoria onkogenezy zaprezentowana przez Pana Ashkara jest w zasadzie zgodna z obecnie lansowanymi teoriami, gdzie główną odpowiedzialność za raka przypisuje się nadmiernej ilości i koncentracji związków rakotwórczych w przestrzeni międzykomórkowej, w tak zwanej tkance podścieliskowej.

Ciekawe, a zarazem przerażające jest też, zamieszczone w filmie zestawienie, pokazujące jak z upływem dekad, ostatniej połowy dwudziestego wieku, skracał się okres ekspozycji na aktualne środowisko, by zgromadzić wystarczającą do onkogenezy, ilość związków rakotwórczych, by zainicjować raka.

Interesujące, że mniej więcej równolegle, w tym czasie, wzrastała koncentracja ołowiu i metali ciężkich w organizmach społeczeństw uprzemysłowionych.

Jak zauważył to, jeden z lekarzy uczestniczących w Polanickich warsztatachAkademii Długowieczności, chory poprzez tę, w sumie prostą i nieszkodliwą procedurę, otrzymuje w prezencie jakby dodatkową „nerkę” do eliminacji zalegających w organizmie substancji.

Nie bez znaczenia są ponadto i inne, ważne aspekty, stosowania tej procedury, a wiążące się ze stanem umysłu.

Tani i skuteczny sposób na raka  – „Życie Kalisza”

Proponuję wyciąć i zachować ten tekst. Wkrótce może  być zakazany.  W USA te wiadomości już zostały ocenzurowane. Tam rząd zamknął  stronę w internecie dr. Ashkara, a jego samego osądzono i skazano bo pokazał jak łatwo i tanio można wyleczyć raka

Kiedyś przy wejściu do  jednego z amerykańskich szpitali dr George  Ashkar zauważył wychodzącą  zapłakaną kobietę.
– Co się pani stało? – zapytał ostrożnie.
– Mój 11– letni synek ma raka. Leczyli go w tym szpitalu, ale bezskutecznie. Przed chwilą powiedzieli mi, że choroba jest już tak zaawansowana, że syn wkrótce umrze. Zasugerowali, że bardziej humanitarnie i lepiej  dla niego będzie jak to się stanie w domu, a nie w szpitalu.   
– Niech pani przestanie płakać! Ja wiem jak pokonać raka. Pomogłem już wielu ludziom mającym podobny problem. Proszę wziąć moją wizytówkę i potem zadzwonić do mnie to wszystko dokładnie pani wyjaśnię. Po pewnym czasie kobieta zadzwoniła. Dr Ashkar pojechał do niej i zaprezentował swoją metodę. Choć pomysł Ashkara wydawał się trochę dziwny, to jednak kobieta intuicyjnie czuła, że  był nadzieją. Zresztą nie miała innej. Przecież była w najlepszym amerykańskim szpitalu „Memorial Hospital”. Zastosowała tę metodę.  W rezultacie syn całkowicie   wyzdrowiał. Gdy u chłopca nie było śladu raka, zawiozła go do tego samego szpitala z którego ją odesłano do domu. Spotkała się z lekarzem i powiedziała:
–  Niech pan spojrzy na mojego syna. Według pana powinien już nie żyć, a on jest całkowicie zdrowy.
– Rzeczywiście, jak to się stało?
 – Poznałam cudownego człowieka, który pokazał mi, jak mogę go wyleczyć.
– A co to za człowiek?
– Proszę, tu jest jego wizytówka. Niech pan się z nim skontaktuje i nauczy od niego, jak można wyleczyć raka.
Lekarz grzecznie podziękował i wziął wizytówkę.Kobieta dopiero potem zrozumiała, że to był jej błąd. Wkrótce w domu Georga Ashkara zamiast lekarza pojawili się agenci FBI. Aresztowali go pod zarzutem leczenia bez uprawnień.Wytoczono mu proces. Na świadków wezwano innych uleczonych.
– Był pan chory na raka? – zapytał świadka sędzia.
– Tak wysoki sądzie.
– Czy teraz jest pan zdrowy?
– Tak wysoki sądzie.
– Czy stosował pan metodę obecnego tu Georga Ashkara?
– Tak wysoki sądzie.
Drugi świadek udzielił dokładnie takich samych odpowiedzi. W rezultacie ława przysięgłych uznała, że Georg Ashkar ich wyleczył. Nie pomogły tłumaczenia, że z medycznego punktu widzenia chłopiec miał umrzeć, a żyje, że dr Ashkar nie diagnozował, nie dotykał pacjenta, ani że ziarno ciecierzycy, które zalecał nie jest lekarstwem.
Sąd niczym bezduszny robot potraktował dr. Ashkara paragrafami –  leczył bez uprawnień. George Ashkar jest doktorem fizyki, nie medycyny, więc skazano go na 5 lat więzienia w zawieszeniu i dodatkowo na  5 tysięcy dolarów grzywny.
Oto mamy sytuację, gdzie ktoś twierdzi, że znalazł oczekiwane przez ludzkość skuteczne w 100 proc. lekarstwo na raka, ma świadków i dowody w postaci mnóstwa listów dziękczynnych. Próbuje, nie oczekując żadnego wynagrodzenia, zainteresować świat medyczny swoim odkryciem. Dobija się do wielu instytutów i lekarzy niby walczących z rakiem. I co? System się wścieka, bo zagrożone jest jego status quo. Przecież w razie rozwiązania problemu raka ogigantyczne pieniądze na badania  nagle się skończą. Zamiast nagrody więc jest proces, który skazuje Ashkara niczym przestępcę. W tym czasie w samym tylko USA umiera z powodu raka aż 1500 osób dziennie.

Przypomnijmy sobie, że 2000 lat temu skuteczne leczenie Jezusa  również doprowadzało do wściekłości ówczesnych kapłanów.  Wtedy też nie ważne było wyleczenie tylko to, że leczył o złej porze, bo w szabat. Jak widać mechanizm działania systemu wtedy i dziś jest bardzo podobny. Przypomina się jeszcze  profesor Wilczur, albo z ostatnich miesięcy –  doktor Lenart ze szpitala w Kolbuszowej, który pijawkami uratował nogę pacjenta ale naraził się na ostre szykany dyrekcji szpitala.

George nie poddał się. Dobrze wiedział, że jego metoda jest w 100 proc. skuteczna. Nazwał ją metodą NIA (Neutral Infection Absorption Method). Według jego danych do  dzisiaj wyzdrowiało  około 1000 osób stosujących tę metodę. W samej Kaliforni uratował 400 ludzi. Dr Ashkar  przyznaje, że 8 z tych czterystu zmarło, ale były to wyłącznie osoby bardzo zamożne, które stać było na najdroższe amerykańskie szpitale i tam kontynuowały leczenie. Wszyscy biedniejsi, których nie było stać na nowoczesną terapię, przeżyli. Oprócz raka metoda NIA uzdrowiła również przypadki reumatyzmu, artretyzmu, astmy, choroby układu immunologicznego a także AIDS. Skoro dr. Ashkarowi zabroniono polecać tej metody, wymyślił inny sposób, by pokazać światu jej skuteczność. To niesamowite, ale sam zapragnął dostać raka, by móc publicznie pokazać, że metoda jest dobra. Wyobraźcie sobie państwo kogoś, kto bardzo chce dostać raka!
I stało się tak, jak chciał. 6 lat temu, w wieku 72 lat, dr George Ashkar znalazł się w szpitalu z powodu dziwnych bóli z lewej strony ciała.W ciągu tygodnia schudł 25 kg.  Lekarze otworzyli mu brzuch i zdiagnozowali ciężki przypadek raka trzustki. Diagnozę przekazali jego żonie. Powiedzieli, żeby szykowała się do pogrzebu.
– George oni powiedzieli, że masz raka trzustki i wkrótce umrzesz! A my przecież nie mamy pieniędzy na pogrzeb! – powiedziała jego żona.
– Skoro nie mamy pieniędzy, to nie będzie pogrzebu …bo nie umrę. Po czym, ku zdziwieniu lekarzy na własną  prośbę wypisał się ze szpitala i zastosował swoją metodę. Po 2 miesiącach wyzdrowiał i żyje do dziś. Nie widząc żadnego zainteresowania medyków sam napisał o tym książkę. Niestety, nie wolno mu jej było wydać w USA, więc potajemnie wydrukował w  Armenii i przeszmuglował do USA.

Spotkanie z Georgem
Byłbym bardzo  zdziwiony gdyby ktoś mi powiedział,  że 78–letni George przyjedzie do Polski. Jeszcze bardziej  zdziwiłbym się, gdyby ktoś zapowiedział, że  podczas jego pobytu w naszym kraju spotkam go przypadkowo. A jednak! 6 maja wpadliśmy na siebie  hotelu  Jelenia Struga SPA Resort w Kowarach, gdzie George był zaproszony na wyklady o swojej metodzie, a ja  zajrzałem na chwilę podczas urlopu w Karkonoszach. Miałem zaszczyt poznać osobiście  tego niezwykle ciepłego i sympatycznego staruszka. Spędziłem z nim kilka godzin. Pomijając dowody i wiedzę, gdzieś w duszy  poczułem, że facet ma dużo racji, że trzeba o tym napisać.  Z radością przyjął moją propozycję wydania jego książki w Polsce.
Zresztą podczas jego pobytu w naszym kraju wszędzie budził zainteresowanie.   

Oto jego metoda:
Kiedy George miał 5 lat z powodu raka zmarł jego wujek. Właśnie wtedy przysiągł sobie, że kiedyś odkryje lekarstwo na raka. Odkrycia dokonał stosunkowo szybko, bo już w wieku 12 lat. Wtedy jego domowym obowiązkiem było przygotowywanie jogurtu dla całej rodziny. Tego dnia grał akurat w piłkę, gdy mama jak zwykle zawołała go do zrobienia jogurtu. Proces polegał na zagotowaniu mleka, ostudzeniu go i dodaniu odpowiedniej porcji zaczynu. Chcąc jak najszybciej wrócić do gry zwiększył płomień pod garnkiem. Udało mu się przyśpieszyć gotowanie ale mleko przypaliło się. Pomimo tego, dokończył produkcję. Następnego dnia zaczerpnął łyżeczkę z wierzchu i ze zdziwieniem zauważył, że jogurt nie wykazuje żadnych oznak przypalonego mleka. Jednak gdy pobrał próbkę z  dna garnka, gdzie ciecz była bardziej wodnista, wyraźnie poczuł spaleniznę. Zjawisko wykorzystał gdy jego matka zachorowała na reumatyzm. Jeździła do najlepszych lekarzy, ale nikt nie potrafił jej pomóc. – Coś złego jest we krwi, a my nie wiemy jak się tego pozbyć – twierdzili lekarze i radzili przebywać w suchym i ciepłym klimacie.
George opowiedział mamie o swoim doświadczeniu z jogurtem i zasugerował, że z krwią może być podobnie – trucizny mogą się zbierać w bardziej wodnistym składniku krwi, choćby takiej wodzie, jaka powstaje w bąblu po oparzeniu. Mama uśmiechnęła się i natychmiast  tlącym się  papierosem przypaliła sobie nogę. Potem z powstałego bąbla upuściła płyn. Poczuła się lepiej, więc powtórzyła eksperyment. Ponieważ szpetnych przypaleń zaczęło przybywać, George wymyślił sposób, aby nie robić codziennie nowej rany, tylko wysączać ciecz ze starej. Po kilku próbach doszedł do wniosku, że najlepiej do tego nadaje się ziarno ciecierzycy. W żywej ranie umieszczał ziarno cieciorki  i bandażował nogę. Po 12 godzinach, kiedy ziarno nasiąknęło, wymieniał je na nowe. Po pewnym czasie stosowania tej metody mama odzyskała zdrowie i co ważne, do  końca życia nigdy więcej  nie odczuwała  problemów z reumatyzmem.
Po latach badań i studiów George udoskonalił swoją metodę. Wybiera miejsce na nodze powyżej łydki ale poniżej kolana, tak by nie było na żyle ani na kości.Goli to miejsce z włosów i odkaża. Do wywołania sztucznego bąbla nie stosuje już rozżarzonego papierosa – ale zmiażdżony czosnek, który przykłada w małym pierścieniu.  Po 6 godzinach od kontaktu z czosnkiem pojawia się bąbel na skórze. Następnie George odkaża powierzchnię wokół bąbla i wycina z ze środka   martwą już skórę. Potem na gołej ranie umieszcza jedno zwykłe ziarno ciecierzycy. Takie jakie można kupić w sklepie. Ranę przykrywa chusteczką higieniczną z otworkiem, na który przykłada liść kapusty. Kapusta ma za zadanie utrzymać wilgoć aby rana nie wysychała. Całość opasa bandażem elastycznym i zostawia  na 12 godzin po czym wymienia ziarno z opatrunkiem oraz liściem kapusty na nowe. Ziarno cieciorki chłonie płyny sączące się z rany. Po 2 miesiącach  takich zabiegów krew oczyszcza się. Potem dopiero zaczyna oczyszczać się reszta organizmu. Specyficzne toksyny, które George nazywa kancerogenami mogą gromadzić się w różnych tkankach.
– Teraz organizm znajduję „otwartą furtkę” i korzysta z okazji by się ich pozbyć gdyż rozpoznaje je jako obce i niebezpieczne. Pełne oczyszczenie organizmu i tym samym wyleczenie z przyczyny raka następuje po 6 miesiącach. Czasami jednak wymaga to nawet 12 a nawet 18 miesięcy, o ile pacjent otrzymywał chemoterapię.Wskaźnikiem końca jest wyciek czystej wody przez około 3 tygodni oraz dobre samopoczucie – twierdzi dr Ashkar.
Dokładny opis i teorię tej metody pokazał  na filmie, który można jeszcze zobaczyć w internecie (nie wiadomo jak długo) narzucając w Google hasło „metoda NIA”.
Jeden ze znajomych lekarzy po zapoznaniu się z metodą NIA stwierdził delikatnie, że wiedza medyczna jest inna. Drugi lekarz  postanowił po prostu ją sprawdzić i prowadzi w ten sposób 4 pacjentów.
Cóż, wiedza i mądrość to są dwie różne sprawy. Wiedza pochodzi jedynie z materii, a mądrość od Boga.
Wiedza analizuje i dzieli na kawałeczki, a mądrość łączy wszystko w całość.

Arkadiusz Woźniak

Prosta metoda zwalczania raka dr Ashkara – „Antylicho” 25 maja 2009

W dniach 01.05. – 03.05.2009 r. odbyły się w Polanicy-Zdroju warsztaty Akademii Długowieczności zorganizowane przez lek. med. Jana Pokrywkę. Jednym z wykładowców był dr George Elias Ashkar. Przedstawił bardzo ciekawą i nowatorską metodę zwalczania wielu nowotworów (i innych chorób). Poniższa relacja jest więc w pewnym sensie zapisem słów prelegenta.

Pasją dr George’a Eliasa Ashkara, fizyka mieszkającego w USA (z pochodzenia Armeńczyka) jest przekazywanie własnych doświadczeń dotyczących stosowanej przez niego metody uzdrowienia z tej strasznej choroby.

Dr G. Ashkar – zgodnie z jego oświadczeniem – zachorował w 2003 r. na raka trzustki. Operacja, jakiej poddał się, trwała 5,5 godziny. Lekarz, który go operował – miał 35-letnie doświadczenie w leczeniu trzustki. Zgodnie z medycznymi statystykami 45-75% pacjentów umiera bezpośrednio po operacji trzustki. Ci, którzy przeżywają – poddawani są chemio- lub radioterapii. Ostatecznie tylko ok. 3% pacjentów wraca pomyślnie do zdrowia. Dodatkowym problemem jest rozprzestrzenianie się (przerzuty) komórek rakowych. U dr Ashkara problem ten również wystąpił, bowiem nowotwór zaczął rozprzestrzeniać się na pęcherzyk żółciowy, jelito, żołądek. W efekcie i te części ciała poddano operacji.

Lekarz prowadzący nie dawał żadnych szans pacjentowi. Ocenił, że zostało mu zaledwie kilka miesięcy życia. Jak George E. Ashkar oświadczył żartobliwie podczas prelekcji w Polanicy – że po rozmowie z żoną na temat wysokich kosztów ewentualnego własnego pogrzebu doszedł do wniosku: „Nie opłaca mi się absolutnie umierać! J .” Trzeba więc coś z chorobą zrobić.

Już znacznie wcześniej interesował się wszelkimi informacjami na temat nowotworów. Nie posiadał wykształcenia i doświadczenia medycznego. Szybko pojął, że każda choroba zaczyna się od choroby komórki, kiedy ta stanie się obiektem ataku wirusa, bakterii itp. agresorów. Wniosek był więc prosty: w celu wyeliminowania choroby należy pozbyć się z organizmu czynników, które ją wywołują. Usuwanie chorych komórek jawi się w takim razie jako działanie na skutek, a nie na przyczynę. Eliminacja komórek chorych likwiduje więc jedynie symptomy choroby. Pozornie nic odkrywczego, ale… Ale tak praktycznie działa dzisiejsza cała oficjalna medycyna – koncentruje się na usuwaniu skutków, a nie przyczyn chorób.

W jaki więc sposób powstaje nowotwór?

Nowotwory doskonale rozwijają się w środowisku kwaśnym oraz źle zaopatrywanym w tlen (utlenionym). Podstawową przyczyną powstawania nowotworów są zawsze kancerogeny – chemiczne toksyczne substancje (w tym również leki) lub destrukcyjne struktury obecne w pożywieniu, wodzie, powietrzu.

Czynnikiem wywołującym raka jest więc kancerogen, zaś ofiarą – zaatakowana komórka. Kancerogeny w przypadku nagromadzenia do ilości krytycznej, są w stanie utworzyć aktywne centrum w komórce, do której wtedy może przyłączyć się chemicznie „promotor” (uszkodzona część innej komórki) tworząc komórkę nowotworową. Promotory produkowane są w organizmie w czasie stresu i pewnych sytuacji emocjonalnych i traumatycznych (złość, szok, beznadziejność, itp) Kancerogenjest kluczem otwierającym promotorowi możliwość połączenia się ze zdrową komórką i utworzenie komórki rakowej. Nie ma to nic wspólnego z DNA oraz czynnikami genetycznymi. One mogą stanowić jedynie zagrożenie potencjalne. 

Czy wycięcie, wypalenie czy też zatrucie  chorych części, czyli pozbycie się zmienionych komórek organizmu ma sens? Czy to nowotwór zabija – w dosłownym tego słowa znaczeniu? Przecież nowotwór – to jedynie chore komórki tego samego organizmu. Gdyby rozwiązaniem było pozbycie się komórek zrakowaciałych, to po ich usunięciu organizm powinien samoczynnie i w krótkim czasie powrócić do zdrowia.

Tymczasem jak jest faktycznie? Przecież nawet po usunięciu guza kancerogeny pozostają w organizmie, promotory również sa obecne i kółko zamyka się. Straż gasi ciągle pożary wzniecane przez piromanów. Oczywiście – pożar należy ugasić, ale należy też schwytać podpalaczy i zrobić z nimi porządek.

Przyczyną problemów zdrowotnych nie jest więc obecność komórek chorych, lecz ich ciągle zwiększająca się ilość i jednocześnie  zmniejszająca się ilość komórek zdrowych, które nie są w stanie zapewnić całemu ustrojowi doskonałej współpracy – „zmniejszające się moce przerobowe nie nadążają za zwiększającym się popytem”. Bo przecież organizm w chorobie wymaga szczególnego zasilania –np. najlepszymi składnikami pokarmowymi o najwyższej wartości. Czy ciągle zmniejszająca się  ilość komórek zdrowych jeszcze obecnych w chorym żołądku, jelicie czy innym organie jest w stanie zapewnić pozostałym narządom organizmu właściwe zaopatrzenie, właściwy poziom energii? Dlatego słyszy się niejednokrotnie, że np. przeszczep szpiku (przy białaczce) przyjął się, wszystko pozornie jest OK, ale w wyniku osłabienia układu immunologicznego na skutek zastosowania typowych metod leczniczych organizm był już na tyle osłabiony, że pacjent zmarł.

Na czym więc ma polegać – wg dr G.E.Ashkara – zapobieganie chorobom nowotworowym oraz leczenie organizmu w przypadku ich wystąpienia?

Dr Askar zaproponował – przetestowaną na sobie i wielu innych metodę nazwaną przez siebie NIA – Neutral Infection Absorption – metodę Wchłaniania Neutralnej Infekcji. Opiera się ona przede wszystkim na oczyszczeniu krwi z krążących w niej (czyli obecnych w całym organizmie) kancerogenów. Jak jednak to zrobić? Nie da się oczyścić instalacji centralnego ogrzewania bez jej otwarcia i pozwolenia, aby szlam z niej wypłynął.

Należy więc:
1. otworzyć system limfatyczny, aby stworzyć w ten sposób otwarte ujście (chińskie porzekadło powiada, że jak już tygrys dostał się do mieszkania, należy otworzyć okno…)

2. oczyścić system limfatyczny, ponieważ to właśnie on zbiera z organizmu wszelkie „śmieci” i usunąć je,

3. zdać się na mądrość, inteligencję  organizmu – on wie, co ma robić; tak samo, jak nie musimy ingerować we wzrost naszych włosów na głowie, proces oddychania, krążenia krwi, przyswajania pokarmów, wydalania i wszelkich procesów; organizm sam więc usunie to, co jest zbędne – dajmy mu jednak szansę.

Metoda NIA dr Ashkara – „step by step” – krok po kroku:

1. wybrać na ciele odpowiednie miejsce na zrobienie małej ranki – np. na wewnętrznej stronie łydki, nieco powyżej najgrubszej jej części,  daleko od kości,

2. wygolić włosy na tej części (kilkanaście  centymetrów kwadratowych),

3. zdezynfekować wybrane miejsce (np. alkoholem),

4. przymocować do wybranego miejsca przylepcem (opatrunkiem) obrączkę czy jakikolwiek pierścień okalający tworzący zamknięty obszar,

5. wypełnić środek pierścienia zmiażdżonym czosnkiem (jeden ząbek wystarczy) w taki sposób, aby czosnek stykał się ze skórą i zakleić całość szeroką plastikową tasmą samoprzylepną lub nakryć folią plastikową tak aby utrzymać czosnek w wilgoci przez kilka godzin,

6. pozostawić tak przygotowany rodzaj kataplazmu na przeciąg kilku-kilkunastu godzin (na noc) i pozwolić, aby powstał bąbel w wyniku silnego podrażnienia skóry czosnkiem,

7. zdezynfekować bąbel i jego okolice alkoholem,

8. przeciąć bąbel i usunąć martwy naskórek – ukaże się otwarte „ujście” limfy na zewnątrz,

9. na to miejsce połozyć suche nasiono ciecierzycy (cieciorki) – jako naturalny absorbent (nie ma potrzeby jej dezynfekować) wchłaniający ciągle wypływającą limfę, krew i ropę zawierające wszelkie zanieczyszczenia,

10. przykryć to wszystko „kanapką” z kapusty tak aby okienko z widoczną kapusta dokładnie przykrywało cieciorkę – zachowamy w ten sposób wilgotność rany,

11. ziarno cieciorki wymienić po 24 godzinach przez dwa dni a potem co 12 godzin dezynfekując miejsce wokół ranki za każdym razem 75% alkoholem. Nie dezynfekować ani nie czyścić rany wewnątrz!!!!!!!!

Metoda NIA – to znana medycynie ograniczona, przewlekła infekcja bakteryjna. Jej celem jest wytworzenie tzw. zredukowanego środowiska, w którym żadna choroba, w tym i nowotwory, nie mają prawa rozwijać się.

UWAGI DODATKOWE:

1. wszystko  z ciała wychodzi, a nie wchodzi,

2. ziarno zawsze trzyma ranę otwartą,

3. ziarno wchłania wszelkie płyny wypływające powoli z ranki,

4. cieciorka wchłania w siebie wszelkie kancerogenne zanieczyszczenia,

5. nie ma sensu robić więcej ranek, niż jedną, chyba, że choroba jest bardzo zaawansowana – wówczas można wykonywać zabiegi jednocześnie na obu nogach,

6. opatrunki nie przeszkadzają w utrzymaniu naturalnej higieny ciała (kąpiele),

7. można używać opatrunków utrzymujących naturalną wilgotność ranki,

8. zwyczajna kuracja oczyszczająca krew trwa zwykle do 2 miesięcy, kuracja oczyszczająca cały organizm ok 6 miesięcy a przy chorobie – od 6 wzwyż (często 12÷18 miesięcy).

Być może metoda NIA dr G.E.Ashkara stanowi wartościowy terapeutyczny
dodatek do typowych metod leczenia akademickiego. Niemniej jednak
należy przede wszystkim zaufać medycynie tradycyjnej i w przypadkach
guzów wyciąć je najpierw, aby zmniejszyć obszar toksyn produkowanych
przez nowotwór zatruwających organizm.

Nowotwór w klatce żelaznej logiki Doktora Ashkara. „Czwarty wymiar” – październik 2009

Na polu walki z rakiem szykuje się nowa rewolucja! Znowu? Chciałoby się rzec. Przecież jest obecnie taki wybór środków, tyle konwencjonalnych i alternatywnych metod, tyle starych i nowych teorii. Każda z nich daje mniejszą lub większą nadzieję, każda pomaga w większym lub mniejszym stopniu, ale ilość zachorowań ma zdecydowanie tendencję wzrostową. Ilość wyzdrowień jest również coraz większa, ale to przecież tylko statystyka. Ludzie ciągle opuszczają nasz piękny świat, chociaż wcale nie mają na to ochoty, a przyczyną jest wyrok wypisany przez lekarza w rubryce diagnoza: rak.W połowie maja, na zaproszenie Pana Alexa Polańskiego, przyjechał do Polski dr George Ashkar. Przywiózł ze sobą największą jaką do tej pory spotkałam dawkę nadziei. Logiczną teorię i doświadczenie wskazujące na prawie stuprocentową ilość wyzdrowień! Brzmi tak fascynująco jak nieprawdopodobnie! Ale może to jest właśnie ten moment, właśnie ta metoda, właśnie to na co czekaliśmy?Dr George Ashkar jest fizykiem, spojrzał więc na problem raka z punktu widzenia fizyka a nie lekarza. Według niego „rak” to przerażające słowo, którym można śmiertelnie ludzi wystraszyć, jest tak naprawdę tylko papierową łódką, którą bawią się dzieci, zamienioną w Tytanika! Doktora Ashkara słowo rak nie przeraża, jest tylko sygnałem do odpowiedniego oczyszczenia organizmu z chemicznych zanieczyszczeń – przyczyny, która go powoduje. Można to zrobić stosunkowo prostą, może jak na współczesne czasy trochę kontrowersyjną metodą, z która dr Ashkar zapoznałwał uczestników swoich wykładów podczas wizyty w Polsce i o której będzie można przeczytać w ukazującej się pod koniec sierpnia książce „Lekarstwo na raka”. Ostatni wykład w Instytucie Vega Medica w Warszawie, w którym uczestniczyłam, zgromadził grono nie tylko mi podobnych, szukających sposobu na raka ludzi ale i grono zainteresowanych tą metodą lekarzy i trwał kilka godzin!Dr George Ashkar jest Ormianinem, urodził się jednak w Libanie. Jego dziadek, uciekając przed represjami ze strony Turków wyemigrował do Syrii. Tam jednak też nie było bezpiecznie, przeprowadził się więc z żoną do Libanu. Ostatecznie, w roku 1947 gdy George miał 16 lat, rodzina wróciła do Armenii będącej wtedy jedną z republik Związku Radzieckiego. Naukę w szkole średniej rozpoczął w Libanie, a skończył w Erewaniu. Następne kroki w naukowej karierze to wydział fizyki na Uniwersytecie w Erewaniu, potem doktorat na słynnym Uniwersytecie Moskiewskim im. Łomonosowa. Jako fizyk nuklearny i specjalista w zakresie promieniowania kosmicznego podjął pracę w ośrodkach naukowych pracujących na rzecz wojska. Niestety fakt, że urodził się w Libanie ograniczył w zasadniczy sposób jego karierę zawodową. Ostatecznie po 6 latach próśb otrzymał pozwolenie na wyjazd z ZSRR i przez Liban dotarł do Stanów Zjednoczonych. Bardzo łatwo uzyskał obywatelstwo amerykańskie, niestety kariery naukowej już nie kontynuował. Założył firmę elektromonterską i zajął się rozwijaniem i wdrażaniem swojej metody pomocnej przy leczeniu raka. W 1985 był aresztowany i uznany winnym leczenia nowotworów. Parodia wyroku , bardzo sprytnie wkomponowanego w amerykańskie przepisy prawne, uświadomiła mu to, co od dłuższego czasu podejrzewał – raka nie wolno leczyć! Obecnie podróżuje wskazując ludziom drogę do dłuższego i zdrowszego życia bez wyroku skazującego na śmierć za posiadanie złośliwych komórek. Wielbiciele jego metody ślą mu dziękczynne emaile za uratowanie życia – jest ich coraz więcej!Aby dokładniej przeanalizować teorię dr Ashkara przytoczmy w sposób jak najbardziej uproszczony istotę chorób bakteryjnych i wirusowych. Kiedy bakteria lub wirus dostanie się do ciała ludzkiego zaczyna niszczyć jego komórki. W zależności od typu bakterii niszczy ona określone rodzaje komórek. Rodzaj bakterii określa nam rodzaj choroby a rodzaj zniszczonych komórek daje określone symptomy. Logicznym się więc wydaje, że jeżeli zlikwidujemy bakterie, które są bezpośrednią przyczyną choroby to nastąpi wyzdrowienie.Zlikwidowanie samych zainfekowanych i zniszczonych komórek nic nam nie da, gdyż bakterie nadal są w organizmie i z nie mniejszą żarliwością będą szły do ataku na następne zdrowe komórki. Proces chorobowy będzie się więc powtarzał do momentu likwidacji jego przyczyny, czyli bakterii. Z rakiem jest inaczej. Nie jest to choroba bakteryjna, jest to problem zdrowotny, którego przyczyną są związki chemiczne. Z tego punktu widzenia rak nie jest problemem medycznym jest problemem, którego rozwiązaniem może zająć się fizyka i chemia.Aby zdrowa komórka przekształciła się w komórkę rakową potrzebny jest Promotor i Kancerogen. Dopiero w momencie kiedy Promotor i zdrowa komórka połączą się chemicznie mamy do czynienia z komórka rakową. Promotor i zdrowa komórka nigdy same z siebie się nie łączą. Do tego potrzebny jest z kolei kancerogen, który inicjuje ten proces chemicznego połączenia. Jest to najprostszy i jedyny model powstawania raka, schematycznie ujęty poniżej:Tak jak oczywistym jest, że żeby usunąć chorobę bakteryjną należy pozbyć się bakterii, tak w przypadku raka logiczne jest, że należy pozbyć sie kancerogenów. Usuwanie więc z organizmu zrakowaciałych komórek, stosowane obecnie jako jedyna metoda leczenia nowotworu nie może być do końca skuteczne, gdyż pozostające nadal w organizmie kancerogeny mogą bezkarnie uprawiać swój proceder. Rezultatem są tzw. przerzuty, które są wynikiem nowego procesu nowotworowego. W tak ujętej teorii powstawania raka mamy do czynienia z dwoma winowajcami, którzy samodzielnie nic nie zdziałają. Promotory powstają w sposób naturalny w naszym ciele. Są to produkty rozpadu zdrowych komórek, który to proces następuje z jednej strony samoistnie, a z drugiej ma na niego ogromny wpływ wszystko, co wiąże się z przeżywanymi negatywnymi emocjami. Tak więc stres, trauma czy lęki doprowadzając do rozpadu komórek zwiększają ilość promotorów. Od dawna znane są przypadki szybko postępującego nowotworu w 2-3 miesiące po ciężkich przeżyciach. Teoria dr Ashkara w znakomity sposób tłumaczy mechanizm tego zjawiska. Kancerogeny to wszystkie związki chemiczne, które dostarczamy do organizmu głównie z pożywieniem. Są to wszelkiego rodzaju konserwanty, sztuczne barwniki, nawozy sztuczne, pestycydy i wszystkie inne, których zawartości w pożywieniu nie zawsze jesteśmy nawet świadomi. Zaistnienie całego procesu powstawania komórek rakowych uzależniona jest od poziomu zarówno promotorów jak i kancerogenów. Na ilość promotorów mamy ograniczony wpływ. Możemy co najwyżej unikać sytuacji stresowych, nauczyć się relaksacji i świadomie kierować swoim życiem emocjonalnym. Możemy też dbać o swój system immunologiczny i nie dopuszczać do rozwoju chorób bakteryjnych, których efektem jest niszczenie zdrowych komórek.Poziom kancerogenów możemy ograniczyć poprzez tzw. zdrowe odżywianie, ale co zrobić gdy mamy ich już tak dużo, że procesy nowotworowe już się rozpoczęły? Jak się ich pozbyć tak, żeby proces rakowy stanowczo zatrzymać? Czy można obniżyć poziom kancerogenów, tak by nigdy nie był wystarczająco wysoki by zainicjować reakcje komórek z promotorami?Dr Ashkar opracował metodę, która jak wynika z jego badań w stopniu niewyobrażalnie wysokim likwiduje kancerogeny i w rezultacie doprowadza do całkowitego wyeliminowania procesu rakowego z organizmu. Swoja metodę dr Ashkar nazwał metodą NIA ( Neutral Infection Absorption – absorpcja neutralnej infekcji). Metoda jest jak najbardziej naturalna i opiera się na właściwościach samoobronnych organizmu. Następuje otwarcie, zamkniętego normalnie układu limfatycznego i przy wykorzystaniu właściwości absorpcyjnych ciecierzycy fizyczne usunięcie kancerogenów z organizmu. Metoda niezwykle prosta i kosztująca zaledwie kilkanaście groszy dziennie. W Polsce jest jeszcze czymś nowym, niektórych fascynuje innych zastanawia, a niektórzy wzruszają tylko lekceważąco ramionami. Kilka osób już rozpoczęło stosowanie jej na sobie. Jakie będą rezultaty okaże się za jakiś czas.Wszystkie szczegóły i wskazówki do zastosowania metody NIA doktora Ashkara będą podane we wspomnianej książce „Lekarstwo na raka” dostępnej już niedługo w księgarni wysyłkowej Czwartego Wymiaru.W oparciu o unijne przepisy w sprawie rehabilitacji onkologicznej, dopuszczające wszelkie naturalne metody, powstało Centrum Edukacji i Inicjacji Metody Ashkara przy Instytucie Odnowy Człowieka w Jelenia Struga SPA Resort w Kowarach. Jako, że sama rozpoczęłam kurację metodą NIA, bezpośrednich relacji z jej przebiegu proszę szukać w miesięczniku Natura i Ty)

Aleksandra Kacprzak